Recenzja | My Horse Prince


Są gry humorystyczne, są tytuły prześmiewcze, a również i takie wywołujące jedynie zażenowanie. My Horse Prince to potworek Frankensteina łączący te trzy cechy. Z naciskiem na żenadę. Przede wszystkim żenujący. Co ja gadam, żenujący w cholerę!

Chciałoby się zacząć cytatem "czego to ludzie nie wymyślą?", jednakże produkt ten już został popełniony. Ominę krótką i nieciekawą historię jak w ogóle udało mi się to "cudo" znaleźć i przejdę od razu do meritum: co to ##### jest?!

My Horse Prince to miks gry otome z typowym klikaczem (tzw. clicker game). "Historia" opowiada o dziewczynie z miasta, która przybywa na ranczo w poszukiwaniu jakiś przystojniaków, ale odnajduje jedynie starszego "mężczyznę" opiekującego się końmi. Szykując się już do powrotu nasza bohaterka zauważa "konia" z niezwykle przystojną, ludzką aparycją (dosłownie głową), który na dodatek potrafi mówić! Dziewczyna poddając się jego urokowi postanawia zaadaptować "konia" i przygotować go do wyścigów, aby zarobić na ich wspólne życie.


Taaa, to kolejny z "tych" tytułów (Hatoful Boyfriend, Cat President), aczkolwiek tutaj możemy "randkować" tylko z koniem. Początek fabuły nie zapowiada nic dobrego, jednak (o dziwo) historia wraz z czasem się rozkręca (staje się bardziej absurdalna). I tak dowiadujemy się, że nasz "koń" potrafi gotować, surfować oraz dorabia sobie na budowie... Każdy kolejny rozdział zabiera nas do innego miejsca, w którym nasz bohater prezentuje swoje... nad-końskie umiejętności posługiwania się absolutnie wszystkim za pomocą kopyt (palenie papierosa? No problem!).

Przy zmianie scenerii nie zmieniają się jednak warunki przejścia opowieści - aby brnąc dalej w to... (dokończcie sami) należy "trenować" naszego "konia" poprzez klikanie danych obiektów na "planszy". Z początku są to marchewki, którymi musimy się pożywić, następnie bieżnie, na których trenujemy, potem kroimy pory na obiad... jeszcze dalej łatamy dziury na drodze... Wszystko to oczywiście za pomocą końskich kopyt! Sam proces klikania jest bardzo szybki i w mig wykorzystamy naszą energię, której 2% jest zabierane przy jednorazowym kliknięciu. Odnawiana jest natomiast poprzez rozmowę z "koniem". Niczym w typowej otomce możemy bohaterowi odpowiedzieć na kilka sposobów (tutaj trzy). Przy dobrej odpowiedzi dostaniemy najwięcej energii (30%), przy normalnej trochę mniej (15%), a wybierając złą, trochę jej zostanie nam odjętej (-15%). Nie ma co jednak się tym przejmować, gdyż pytania na przestrzeni rozdziału się non stop powtarzają, a gdy odpowiedź nie spodoba się "koniowi", można ją cofnąć poprzez obejrzenie reklamy (do tematu reklam zaraz wrócę). Na raz możemy trzymać max. trzy rozmowy w zapasie, te jednak odnawiają się co pół godziny (dostajemy trzy z marszu, a za czwartą musimy obejrzeć reklamę). Pytania, nasze odpowiedzi i komentarz bohatera są oczywiście absurdalne i pozbawione logicznego sensu.

Punkty zdobyte za wykonywanie zadania (klikanie obiektów) ładują pasek sympatii, którego wypełnienie skutkuje sceną fabularną i przejściem do kolejnego rozdziału. Tradycyjne elementy gier otome widoczne są przy rozpoczynaniu i kończeniu każdego chapteru, rozmowy z "koniem" oraz ilustracjach (jedna na rozdział). Te ostatnie, jak można się domyślać, nie odstają absurdem od reszty gry.


Bohaterowie produkcji to zwykli, przerysowani idioci. Dziewczyna, choć świadoma, że "koń" nie jest zwykłym koniem, postanawia bohatera wspierać, przynajmniej do czasu decydującego wyścigu. Zachowuje się przy tym jak archetypowa protagonistka romansów, zastanawiając się "czemu on mnie przytula" i nie zauważając rosnącej bliskości między nimi (człowiek i koń... fuj!). "Koń" natomiast jest beztroski do bólu i nie przejmuje się absolutnie niczym. To bezmózg, w 90% przypadków zachowujący się jak dziecko. Najnormalniejszą postacią wydaje się staruszek od stadniny, którego wygląd jest notorycznie powielany na innych postaciach pobocznych (również zwierzętach).

Gra pod względem absurdu i banału świeci przykładem. Od Hatoful Boyfriend (nota bene o wiele lepszej produkcji pod względem jakości) odbiłam się głównie przez niezrozumiały (dla mnie) humor, który miał swoje momenty, ale w głównej mierze mnie konfundował. Tutaj wszystko jest proste, odmóżdżające i zarazem łatwe do pojęcia. Takie "Trudne Sprawy" w gatunku otome.

My Horse Prince jest w całości tytułem darmowym, jednak ma to swoją cenę. Przede wszystkim, ilość reklam. Ich jest sporo i głównie pojawiają się na nasze życzenie, gdy postanawiamy cofnąć wybór w dialogu lub, gdy wykupujemy dodatkową rozmowę z "koniem"; czasami pojawiają się jednak losowo, bez zapowiedzi. Podczas scen VN wyświetlane zostają w formie banneru w dolnej części ekranu, ten na szczęście znika w ilustrowanych momentach. Najgorszy jest jednakże fakt, iż niektóre reklamy są zwyczajnie złośliwe i nie pozwalają łatwo się wyłączyć: w malutki krzyżyk (zapewne niedostrzegalny na ekranie smartfona; ja grałam na tablecie) trzeba kliknąć idealnie w środek, inaczej reklama pozostanie plus otworzy się zakładka do google play. Inne wymagają naszej interakcji, np. przeniesienia obiektu z punktu A do B. Reklamy oczywiście można wyłączyć, ale kosztuje to gotówkę (ok. 6 zł.).  Do innych płatnych usług należą: przedmioty zwiększające przyrost doświadczenia (ok. 6 zł za 5 sztuk) oraz nieskończony booster doświadczenia (ok. 11 zł.).

Przyzwyczajona do wiecznie obecnego internetu nie zauważyłam, że grę można odpalić w trybie offline, co niweluje całkowicie wyskakiwanie reklam. Jednakże wtedy mamy zamknięty dostęp do cofania złych wyborów oraz dodatkowych rozmów.

Cała produkcja składa się z dziesięciu rozdziałów oraz jednego dodatkowego scenariusza, który utylizuje poprzednie obiekty oraz dialogi z "koniem". Po jego przejściu fabuła z niewielkimi zmianami się zapętla (nie wiem czy jest tak w nieskończoność, czy jest jakieś definitywne zakończenie) i w tym właśnie miejscu stanęłam, głównie z powodu znużenie powtarzającymi się schematami. Mam wrażenie, że twórcom na koniec zabrakło pomysłów i zamiast się wysilić zaczęli odgrzebywać to, co już było. 


Jakie są pokrótce moje wrażenia... Cóż... Grało mi się przyjemniej niż przypuszczałam. Fabuła, choć idiotyczna, z początku wywoływała szeroki uśmiech na mojej twarzy, ale wraz z jej postępem kolejne absurdy przestały mnie dziwić i tym samym bawić. W końcowych rozdziałach wszystko było mi już obojętne. Nie mam nic przeciwko reklamom, ale niektóre doprowadzały mnie do szewskiej pasji niemożnością ich wyłączenia. Żałuję, że wcześniej nie pomyślałam o otworzeniu gry offline; może i dłużej zajęłoby mi przechodzenie, ale ocaliłabym kilka zszarganych nerwów. Gra jest bardzo krótka i można ją spokojnie ukończyć w dwa lub trzy dni (mi to zajęło cztery, lecz włączałam ją kilkukrotnie w ciągu dnia), nie polecam zatem wydawać na nią ani grosza; ani się obejrzymy, a dojdziemy do jej "końca (pętla...).

Czy polecam? Chyba tylko, jeśli NAPRAWDĘ nie mamy co robić. Tytuł idealny na długie czekanie na kolejne zajęcia w szkole/na studiach lub w kolejce do lekarza.





P.S. Cudzysłowów wyszło więcej niż zakładałam, są one jednak niezbędne, aby zaakcentować pewne kwestie :D



https://lh3.googleusercontent.com/kN8FSPVoNuCSEuzYRuUBzvNH9WFAdcNSaI3a90KuMoB6cRaYzQfWH6QOgmY2uaTxUX0=w300
Szczegóły wydania:
Deweloper/wydawca: USAYA co.
Data wydania: 9 grudzień 2016
Gatunek: otome / visual novel / kliker
Platforma: android
Łączna liczba ścieżek: 1
Voice acting: brak
Animacje postaci: tak


 Link do sklepu: Google Play

4 komentarze:

  1. Słodki
    Jezu
    Chryste

    Rozumiem "Gołębiowy Dating Sim", ale to jest chyba po "najtanszej" linii oporu zrobione

    OdpowiedzUsuń
  2. Gołębie są okej, a konie już nie? :DDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konie ok jeśli to są centaurzyce

      Bardziej chodzi o JAKOŚĆ WYKONANIA

      Usuń
    2. Jak na grę darmową nie jest tak źle. Zapomniałam wspomnieć, że animacje wyglądają okej a ilustracje są (na swój sposób) ładne. Najgorzej wypadają idiotyczna fabuła i cały koncept gry, ale taki urok tej produkcji :D

      Usuń