Review | Ghost Love

Hanabi's latest release, Ghost Love, proves once again value isn't necessarily determined by price. If it were, their games would cost as much as those already paid or even more. So how's possible their F2P games surpass many paid titles? I have no clue. All I know is I want them to carry on and bring us new, exciting games.
 

















Hanabi's games usually concentrate around one theme, but here we've got two, completely different ones: supernatural world represented by ghosts and magic contrasted with everyday work experience. Although these two don't seem to be equal rivals, Hanabi managed to make them both interesting and enjoyable.


Recenzja | Ghost Love


Hanabi w nowym roku powraca z kolejnym darmowym tytułem, którego jakość ponownie przewyższa wiele gier płatnych. Jak oni to robią, nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że tego typu twórców brakuje, i gdy już jakiś się znajdzie, należy go wspierać z całych sił.



Hanabi tym razem poświęciło swoją uwagę nie jednemu wątkowi, ale dwóm skrajnie różnym: świecie fantastycznym reprezentowanym przez duchy i magię oraz szaroburej rzeczywistości, w której trzeba chodzić do pracy, aby zarobić na życie. Z początku może się wydawać, że oba motywy nie bardzo się kleją, a zwykłe życie nie ma co konkurować ze światem nadprzyrodzonym, a jednak twórcom udaje się niemożliwe - oba wątki są równie interesujące i dostarczają tyle samo wrażeń.

Christina, będąc jeszcze w liceum straciła swojego najlepszego przyjaciela w wypadku samochodowym. Mimo, że od tego czasu minęło już pięć lat, dziewczyna skończyła studia i dostała swoją pierwszą pracę, bohaterka nadal rozpamiętuje ten moment i systematycznie odwiedza grób Kyle'a. Pewnego dnia, idąc drogą widzi czarną kotkę, zmierzającą prosto pod koła nadjeżdżającego samochodu. Dziewczyna ratuje kocicę, która w podzięce oddaje jedno ze swoich dziewięciu żyć Kyle'owi. Chłopak wstaje z martwych jako duch i towarzyszy przyjaciółce w codziennym życiu. Sielanka jednakże nie może trwać wiecznie i Christina będzie musiała zadecydować czy chce żyć dalej przeszłością i zawalczyć o Kyle'a, czy ruszyć do przodu i nawiązać romans ze swoim przełożonym.

Bohaterka zwyczajnie znalazła się między młotem i kowadłem; z jednej strony wciąż nie pogodziła się z olbrzymią stratą, z drugiej, ostatnimi czasy poczyniła ogromne postępy w życiu prywatnym i zawodowym. I to w Ghost Love jest najwspanialsze - historia opowiedziana jest w taki sposób, że dylemat protagonistki jest rzeczywisty i przekonujący. Żadna z decyzji nie przyjdzie nam prosto, żadna nie jest również do końca satysfakcjonująca. Gra niczym życie obrazuje, że nie można mieć wszystkiego, a nasze wybory nie idą w parze z opiniami innych. Ta smutna prawda jest po części głównym motywem Ghost Love.



Ale tytuł to nie tylko smutek i żal, ale i spora dawka humoru. Twórcom zgrabnie udało się pomieszać komedię z tragedią, czego efektem jest ciekawa historia, wciągająca na każdym kroku, z momentami napięcia oraz relaksu. Może nie jest to opowieść wyjątkowo oryginalna, gdyż pojedyncze elementy pojawiały się już na ekranie lub papierze, jednak gra, jako całość prezentuje się rewelacyjnie i ma przesłanie, którego warto posłuchać.

Ciężko mi polubić Christinę równie mocno co Derryth, z siostrzanej produkcji, ale to głównie dlatego, iż Ghost Love to jednak inny typ historii. Christina jest osobą dorosłą, doświadczoną przez życie i wewnętrznie cierpiącą, trudno zatem doszukiwać się szaleństwa równego Derryth, chociaż bohaterka i to potrafi z siebie wykrzesać w odpowiednim miejscu i czasie.

Ghost Love powiela charakterystyczny dla Hanabi model dwóch panów do romansowania, i w przeciwieństwie do siostrzanych produkcji, tutaj nie wyobrażam sobie zwiększenia tej liczby nawet do trzech. Dwójka męskich bohaterów idealnie wypełnia fabułę i nawet "bramka nr 3" byłaby szkodliwa dla tej pięknej historii.

Sami panowie są niczego sobie. Kyle, zmarły tragicznie w wypadku samochodowym przyjaciel bohaterki, to lekkoduch i (dosłownie) dobra dusza. Jest trochę przygłupi i dziecinny, ale nosi w sobie masę ciepła i empatii. Vincent wcale nie jest jego przeciwieństwem; współpracownik Christyny, choć z początku wydaje się sztywny i surowy, odkryje przed nami swoją sympatyczną stronę, jeśli tylko damy mu szansę. Wybór między tą dwójką będzie coraz trudniejszy z czasem, warto więc zatem już na początku zdecydować, z którym mężczyzną zakończymy historię w pierwszej kolejności.

Mechanika gry, interfejs i strona graficzna nie wyróżniają się niczym na tle poprzednich gier studia. Zamiast typowych ścieżek mamy ciągłą historię, w której będziemy wybierać, któremu chłopakowi będziemy towarzyszyć w danej chwili. Wyborów jest ponownie sporo, zaczynając od mało ważnych dialogów, po kluczowe decyzje, wpływające na zakończenie.

Opcje gry składają się jedynie z nowej rozgrywki ("new game") i wczytania ostatniego zapisu ("continue"). Tytuł posiada automatyczny zapis, zatem wszelkie wybory poczynione podczas rozgrywki są nieodwołalne, nie jest to jednakże problemem, zważywszy na krótki czas rozgrywki (porównywalny, lub niewiele dłuższy od Love Magic). Warto w tym miejscu również podkreślić, iż tytuł jest zakończony i nie ma żadnych przesłanek, aby miał wyjść sequel.

Strona graficzna to powtórka z rozrywki - pastelowe, wielobarwne tła, muzyka oraz czarno-białe ilustracje w postaci kadrów. Wszystko to wygląda ślicznie i zachęca do grania. Jedyne czego mogłabym się przyczepić (i to na siłę) to projekty bohaterów - choć ładnie narysowani, chłopcy wyglądają pospolicie i mało oryginalnie. W grach otome uroda Vincenta (czarne gładkie włosy plus okulary) jest często powielana i wierzę, że można było zaprojektować go lepiej (a Hanabi już nie raz pokazało, że umie odpimpować chłopaków :D).


Jedyne co tak naprawdę przeszkadzało mi w grze, to niewielkie zamieszanie odnośnie tytułu gry. W zapowiedzi na facebooku widnieje nazwa Ghost (Office Love), na oficjalnych grafikach Ghost Love, sama apka natomiast nosi nazwę Love Ghost. Niby błaha sprawa, mi jednak sprawiła problem z zatytułowaniem tejże recenzji :) Ostatecznie zdecydowałam się na tytuł widniejący na grafikach. 

Ghost Love, jak i inne produkcje studia są całkowicie darmowe do ściągnięcia i grania. Za wysoką jakością, o dziwo, nie kryją się żadne mikropłatności czy przymus klikania w reklamy (te pojawiają się jedynie co jakiś czas i z marszu można je zamknąć).

Nie ma co, więc czekać, trzeba grać :)



* * *



Szczegóły wydania:
Deweloper/wydawca: Hanabi Media
Data wydania: 24 styczeń 2016
Gatunek: otome / visual novel
Platforma: Android
Łączna liczba ścieżek: 2
Voice acting: brak
Animacje postaci: brak

Do kupienia na:
Wersja cyfrowa: Google Play

Review | Love Magic (season one)


How often do you encounter a totally free to play otome game? On Google Play probably never. Those "supposed" to be free games usually hide their microtransaction until you install the ap and clear the prolog. Then you are to pay for every guy and scenario separately. But what if I tell you completely F2P otoges actually exist, and what's more, they are fun to play?


At first sight, Love Magic is another swords and magic title with a magician as a protagonist. We have a hag granny, a super handsome cat familiar and a world reigned by witch hunters. Sounds clichéd and dull but there's much more to that. Particularly, the Sabrina, the Teenage Witch TV series style.

Our protagonist is a geeky teenager who loves otome games. She's not very popular in her school so imagine her reaction when the most attractive and famous guy rescues her from a bully and gives her his number! Of course she immediately falls in love with him! But before she decides to do something with her new crush, her beloved grandmother dies. At night she has a dream about her granny asking her to follow a black cat. When she wakes up a black kitty actually appears and she runs after it to an old house in the woods. There the fur ball transforms into a man and tells the girl she is a witch, just like her grandmother. After this shocking annoucement the heroine decides to use some magic tricks to get closer to her charming schoolmate.

A very simple idea for a story, but it works perfectly! The plot is interesting, has well-paced narration, and what's more important, it's hilarious! The protagonist, just like Sabrina from the TV series, uses her newly acquired abilities to make herself popular but as her experience with magic is low, she often gets into a trouble.


I found the jokes and situations universal and smart. The spotlight is stolen mostly by our magical companion, Minuet whose ironic replies actually made the game. I laughed a lot and I guarantee anyone else would do in my place. 

Our protagonist, though not very bright, is very creative and likable. She's also an otome addict and, as one can guess, this fact is made fun of throughout the title. The heroine has got numerous silly ideas which are potentially fatal but even as she balances on the edge of the sword, her adventures are still laughable and fun to watch.

In Love Magic we can pursue two romance options: the attractive schoolmate, Paris or our familiar cat, Minuet. Their routes intertwine so there is only one story during which we are to make crucial decisions whether we want to support Minuet or go after Paris. There are a lot choices in the game but the majority of them appear in dialogs.

Both the men are brilliant characters. Paris, who we meet first, is the school council president and the most popular guy in the school. He's charming and super kind, although Paris is far from being a saint - he has a dark sercret that we are to find out very soon.Minuet is a familiar who can take a form of either a human or a cat. He had been adopted by the heroine's granny who asked him to accompany the girl after her death. Minuet is our guide - he shows us the world of magic and teaches us how to use it. The cat boy is often ironical and makes mean comments (or gestures :D) but overal he is absolutely lovable.







I truly love the art of the game. The individuals are distinctive and neatly drawn. The backgrounds are simply gorgeous! Someone had a great idea to use watercolors instead of typical art style. Illustrations are clearly based on Japanese comics and that style makes illustrations very unique even in otome games genre. There's sound and music in the game but (unfortunately) no voice actors.

Love Magic is a very minimalistic game. The story is super short and ends where the others usually have just started but there are supposed to be multiple seasons (at least two) so it's not a big deal. The game consists of only two routes and doesn't offer any additionally features; actually there's only "new game" and "continue". The title saves automatically and there's no load option which makes our choices permanent. We can't check our relationship status and some choices are pretty tricky but getting a desirable ending isn't as hard as it looks like at the beginning ("the flirty cutie" or "the sexy gentleman"?). 


The title is totally free to play but if we play it online, there will be an ad banner on the bottom of the screen. Fair exchange for such a high quality game! Moreover, the miniatures of other Hanabi's productions are shown right beneath the menu, but again, there are not oppressive or irritating. Since I fell in love with Love Magic I wil definitely check out the rest of Hanabi's games!

Overal, Love Magic is a brilliant game. I can recommend it to all of you with smartphones, tablets or any ohter devices supporting Google Play.

* * *



Details:
Developer/publisher: Hanabi Media
Date of publishing: November 21, 2016
Genre: otome / visual novel
Platform: Android
Number of routes: 2
Voice acting: no
Animations: no

Can be bought at:
Digital version: Google Play

Recenzja | Love Magic (sezon pierwszy)


Niełatwo trafić na zupełnie darmową grę otome, szczególnie na Google Playu, gdzie mikrotransakcje wychodzą na jaw dopiero po skończeniu prologu. Jakież zatem było moje zdziwienie, gdy odkryłam Love Magic - całkowicie darmowy tytuł pełen genialnych postaci i humoru!


Na pierwszy rzut oka - kolejny tytuł z magią w roli głównej. Mamy czarodziejki, łowców czarownic i przystojnego kociego chowańca. Niby nuda i sztampa, a jednak, tytuł ma coś w sobie. Coś co najłatwiej nazwać stylem rodem z Sabriny, Nastoletniej Czarownicy, serialu naszego dzieciństwa.

Główna bohaterka, Derryth, jest geekiem i maniakiem gier otome, co bynajmniej nie pomaga jej w kontaktach międzyludzkich. Dziewczyna jest odludkiem i szkolne przerwy spędza, albo z jedyną przyjaciółką, June, albo z haremem młodych i pięknych wirtualnych mężczyzn. Podczas rozgrywki w swoją ulubioną grę, Derryth zaczepia szkolny łobuz i wyśmiewa jej hobby. Na ratunek dziewczynie przychodzi jednak Paris - najpopularniejszy chłopak w mieście, dając oprychowi w kość, a dziewczynie swój numer. Ta z miejsca się w nim zakochuje i postanawia w jakiś sposób mu się przypodobać, ale zanim decyduje się na pierwszy ruch, dzwoni telefon ze smutną wieścią o śmierci ukochanej babci bohaterki. Pierwszej nocy po olbrzymiej stracie, dziewczynie śni się babcia, która prosi ją o podążanie za czarnym kotem. Ten niedługo potem faktycznie się zjawia, a Derryth dociera za nim do odludnego domku w lesie, gdzie doświadcza transformacji kota w chłopaka. Minuet wyjawia bohaterce, iż babcia była czarownicą i wraz z jej śmiercią dziewczyna odziedziczyła jej magiczne moce. Derryth przyjmuje ten dar i pierwsze co postanawia, to użyć magii do rozkochania w sobie Parisa.

Jak widać, fabuła gry jest bardzo prosta, lekka i zabawna. Derryth, podobnie jak serialowa Sabrina, postanawia "ułatwić" sobie życie za pomocą magii, a że dziewczyna nie ma większego doświadczenia z czarami, nie raz, nie dwa wplącze się w olbrzymie kłopoty. W grze znajdziemy sporo przekomicznych żartów i sytuacji, ale nie absurdalnych czy banalnych, a naprawdę inteligentnych i pomysłowych. Sama historia jest mocno nieprzewidywalna i naprawdę potrafi zaskoczyć.


Nasza bohaterka, Derryth, nie jest bystrzakiem i bywa ciamajdą, ale wszelkie wady nadrabia pomysłowością i odwagą. Do głowy przychodzą jej najróżniejsze pomysły (przeważnie ryzykowne), których realizacja zaskoczy nas swoim przebiegiem. Derryth jest ponadto maniakiem gier otome, o czym twórcy przypomną nas nie raz podczas rozgrywki. Prócz momentów typowo komediowych pojawiają się również sceny pełne napięcia i grozy, wszystko ma to jednak lekki, niemal bajkowy wydźwięk.

Magic Love oferuje dwóch bohaterów do romansowania: atrakcyjnego i czarującego kolegę ze szkoły, Parisa, oraz naszego kociego chowańca, Minueta. Obaj panowie są sympatyczni na swój sposób. Paris jest przewodniczącym samorządu szkolnego i największym ciachem w mieście. Jest przemiły i czarujący, ale Derryth, poznając go bliżej, przekona się, że nie jest tak idealny, jaki wydał jej się w pierwszej chwili.

Minuet natomiast jest chowańcem - istotą, która potrafi przybrać formę człowieka lub zwierzęcia. Został zaadoptowany przez babcię Derryth, i po jej śmierci zostaje naszym przewodnikiem po świecie magii. Uwielbia robić kąśliwe uwagi i droczyć się z protagonistką, ale czyni go to słodkim i uroczym.

W grze nie ma typowych ścieżek chłopaków, zamiast tego dostajemy jedną historię z kilkoma kluczowymi wyborami, podczas których opowiemy się za jednym, lub drugim bohaterem. Samych wyborów w produkcji jest sporo, z czego niektóre są podchwytliwe, ale dotarcie do pożądanego zakończenia nie jest tak trudne, jak wyda się to na początku ("słodki flirciarz" czy "seksowny dżentelmen"?).

Zakochałam się w stronie wizualnej gry! Postaci są ślicznie narysowane, wszystkie wyjątkowe i niepowtarzalne. Każde z teł to małe dzieło sztuki - ktoś wpadł na genialny pomysł, aby zamiast typowego tła nałożyć akwarele. Obraz jest przez to trochę rozmazany, ale wygląda to absolutnie fenomenalnie!
Równie interesująco wyglądają ilustracje -  te stylem przypominają karty japońskich komiksów. Wszystkie są czarno-białe i składają się z dwóch kadrów, przedstawiających daną scenę. Te zazwyczaj obrazują zabawne momenty, bądź te pełne akcji.

Gra posiada oprawę dźwiękową, ale brakuje jej voice actingu.

Love Magic to pod wieloma względami gra minimalistyczna. Historia jest super krótka i kończy się tam, gdzie inne produkcje dopiero się rozkręcają. Nie ma jednak nad czym rozpaczać, gdyż gra podzielona jest na sezony i dalsze części (co najmniej jedna) pojawią się prędzej czy później. Bardzo ubogie są natomiast opcje rozgrywki - tak właściwie to istnieje tylko "start" - rozpoczęcie nowej gry, i "continue" - wczytanie ostatniego zapisu. Tytuł zapisuje się automatycznie, także wszelkie dokonane przez nas wybory są permanentne i nieodwołalne. W żaden sposób nie możemy również sprawdzić obecnego statusu związku, ale jest to opcja zupełnie zbędna z uwagi na długość gry i dość sugestywne wybory.


Gra jest całkowicie darmowa i nie narzuca klikania w reklamy. Grając online doświadczymy jedynie małego bannera z reklamą u dołu ekranu, który w żaden sposób nie ingeruje w naszą rozgrywkę. Natomiast w górnym prawym rogu co jakiś czas pojawiać się będą miniaturki pozostałych gier studia Hanabi - te na pewno sprawdzę przez wzgląd na genialną Love Magic!

Podsumowując, Love Magic polecam każdemu z tabletem, smartfonem, czy innym urządzeniem obsługującym Google Play. Gra jest przezabawna, przesłodka i za free. Z niecierpliwością czekam na dalszą część historii



* * *



Szczegóły wydania:
Deweloper/wydawca: Hanabi Media
Data wydania: 21 listopada 2016
Gatunek: otome / visual novel
Platforma: Android
Łączna liczba ścieżek: 2
Voice acting: brak
Animacje postaci: brak

Do kupienia na:
Wersja cyfrowa: Google Play

Recenzja | Mystic Messenger: Christmas Special (DLC)


Niby "święta, święta, i po świętach", a jednak w tym roku Boże Narodzenie zostało z nami na dłużej za sprawą DLC do Mystic Messengera.


Prezent przybył niespodziewanie, gdy wszyscy zza ośnieżonego okna wypatrywali nadejścia dwóch panów, jednego o włosach koloru bezchmurnego nieba, drugiego ze śnieżnobiałą czupryną i tajemniczym uśmiechem. Podczas nieuwagi grzecznych dzieci, przez komin przedostał się niezapowiedziany jegomość z białą brodą, skrywającą azjatyckie rysy twarzy, odziany w opięty czerwony kubrak. Najciszej jak tylko mógł, podkradł się do pozostawionego na widoku tabletu i zostawił prezent pod wirtualną choinką. Następnie narobił rabanu i czym prędzej czmychnął z powrotem do Korei, pozostawiając grzecznym dzieciom zabawkę na całe święta.

W rzeczywistości wyglądało to mniej dramatycznie, jednak Cheritz faktycznie zrobiło nam niespodziankę niezapowiedzianym dodatkiem na zimowe wieczory. Nikt chyba tak naprawdę nie był do końca pewny, czy deweloper po spektakularnym sukcesie będzie dalej rozwijać markę, czy pokusi się o nowe produkcje. Na dzień dzisiejszy dalej tego nie wiadomo, ale faktem jest, że Mystic Messenger jeszcze przez jakiś czas nie zostanie zapomniany.



DLC trafiło do obiegu na niedługo przed Bożym Narodzeniem i od razu wywołało rzesze "ohów" i "ahów". Wrzawa całkowicie zasłużona, ale co z samym dodatkiem ? Ehmm... no cóż... Ciężko mi krytykować tę genialną grę i przesympatyczne studio, ale nie mogę przymknąć oka na fatalnie wykonane co niektóre elementy. Ale zaczynając od początku:

Dodatek nie jest do końca darmowy, gdyż do jego odblokowania wymagana jest liczba stu klepsydr (wewnątrzgrowej waluty), którą możemy kupić za gotówkę (12 zł.) lub zebrać w trakcie oryginalnej rozgrywki. Przed przejściem do dodatkowej zawartości będziemy musieli wpierw zakończyć, bądź przerwać przygodę z głównym scenariuszem.

Świąteczna historia trwa dwa dni (Wigilia i Boże Narodzenie) i stricte nie dzieli się na ścieżki. Z naszym wybrankiem spędzamy jedynie końcówkę dnia drugiego, ale pomiędzy jednakowymi dla wszystkich chatroomami, pojawiają się sceny visual novel, dedykowane konkretnej postaci. Zakończeń jest w sumie osiem (po jednej dla każdego z pięciu bohaterów, jedna Unknowna, jedna wspólna i jeden bad ending). Dziwi mnie natomiast brak osobnej ścieżki dla V... Byłaby to świetna okazja, aby nasz fotograf w końcu otrzymał swoją historię (nawet, jeśli w formie mini).







Fabuła umiejscowiona jest gdzieś na początku opowieści, jednak przedstawia alternatywne wydarzenia, niezwiązane z głównym nurtem. Przychodzą święta i całe RFA bierze udział w świątecznej akcji charytatywnej pod przewodnictwem C&R, czyli firmy Jumina. Naszym zadaniem jest prześledzenie zmagań towarzyszy z organizacją wydarzenia i podtrzymania na duchu jednego z nich.

Całość ma lekką i fanservice'ową formę. Wszystkie najlepsze aspekty naszych bohaterów zamknięto w pigułce i opatrzono kilkoma ilustracjami (od jednej dla Unknowna, po sześć dla Sevena). Te, co ciekawe, zmieniły swój styl graficzny, i widać, że stronę wizualną powierzono nowemu rysownikowi. Cheritz dopieściło również co niektórych fanów, wstawiając opcjonalne pojedyncze dialogi dla protagonistki, sugerujące zainteresowanie gatunkiem yaoi oraz, co ważniejsze, rozbudowano ścieżkę Jaehee o wątek romantyczny (do wyboru). Dodatek ma tym samym zadowolić wszystkich fanów, niezależnie czy podzielają jedynie oficjalną wizją tytułu, czy dopowiadają, lub zmyślają fakty we własnym zakresie.

Tyle niestety dobrego o Christmas Special... Mimo ciekawego pomysłu i założeń, tytuł leży i kwiczy pod względem realizacji: masy błędów, fatalnego, konfundującego tłumaczenia i odpychających zabiegów językowych, urwanych z choinki. Spartaczonych elementów jest tak sporo, że aż ciężko chwycić się jednej myśli na raz. Ok, zacznijmy od najmniejszego problemu, czyli błędów programistycznych. Zarówno te wizualne (znikające ilustracje lub tła) jak i bugi, uniemożliwiające rozgrywkę (blokowanie ekranu między jednym dniem, a drugim), zostały zażegnane z kolejnymi patchami, jednak w pierwszych dniach od premiery dosłownie nie dało się grać. Niektóre glitche pozostały do dzisiaj, ale nie są już groźne.

Najgorszym elementem produkcji jest bez dwóch zdań tłumaczenie. Nie wiem kto się za nie zabrał, ale wygląda na pracę dwóch osób - jednej kompetentnej i profesjonalnej, drugiej w postaci google translatora... Mniej więcej połowa całego tekstu jest bez zarzutu, i przypomina to, z czym spotkaliśmy się w głównej rozgrywce, druga to natomiast błędy ortograficzne, językowe, interpunkcyjne, bezpośrednie zwracanie się do postaci nieobecnych na czacie, mówienie do innych w trzeciej osobie, mylenie imion czy pozostawienie oryginalnego tekstu. Nie są to może kardynalne błędy, ale konfundują one czytelnika, niszcząc tym samym radość z rozgrywki. Poza tym, narzucony przez sporą część gry styl dialogów jest sztuczny i nienaturalny. Kto do kolegi obok zwraca się w trzeciej osobie liczby pojedynczej?!












O ile błędy o podłożu programistycznym (w większości) wypleniono, tak odpychające tłumaczenie pozostało i jak widać, nieprędko (o ile w ogóle) zostanie zastąpione czymś zdatnym do czytania. Naprawdę żałuję, iż Cheritz zawiodło na tym polu, zważywszy na wysoki poziom całości. Cóż, mają jeszcze okazje do zrehabilitowania się. Może jakiś Valentine's Special?


Otome stuff | Najnowsze nabytki #1


Znajomy listonosz zawitał akurat na dzień przed wyjazdem do akademika, dzięki czemu mogę nowymi skarbami nacieszyć się już teraz, zamiast w przyszłym tygodniu ❤ W dodatku przyniósł nie jedną, a dwie zamówione paczki. Może i ta druga ma z otome niewiele wspólnego, jednak skoro tak spieszyła, by zawitać do mnie w ten sam dzień, co japońska siostra, nie widzę powodu, aby jej nie uwzględnić :) 







Zamówionymi przeze mnie tytułami są kolejno: Theatrhythm Final Fantasy na 3DS/2DS, będący grą rytmiczną od Square Enix oraz dwie japońskie otomki od Otomate, Princess Arthur oraz Hakuouki: Yuugi Roku w limitowanej edycji na PSP.


Najciekawiej prezentuje się oczywiście limitka Hakuouki :) Kolekcjonerskie pudełko zawiera: grę w standardowej wersji  oraz wewnętrzny kartonik, a w nim tzw. drama CD (płyta z nagraniami voice actorów) oraz sporych rozmiarów plakat (?) na płótnie. 

Dodatkowo, tak wyglądają instrukcje oraz wnętrze pudełka od Theatrhythm. Wielka szkoda, że trend dodawania manuali i ozdabiania boxów umarł wraz z narodzinami najnowszej generacji konsol T__T 


To tyle w dzisiejszym rzucie. Przy okazji, chciałabym ostrzec przed nieuczciwymi sprzedającymi na ebayu oraz allegro. Przestrzegam przed wszystkimi aukcjami typu "przedmiot wystawiony za dolara, a cena wysyłki ustawiona na czternaście" (tak było w moim przypadku). O ile kupując jedną rzecz, zapewne nic nie stracicie, tak przy kilku przedmiotach sprzedający prawie na pewno nie zaproponuje wam wysyłki łącznej, tj. w jednym kartonie, za niższą cenę. W takiej sytuacji pozostanie wam jedynie zapłacić za dwie lub więcej paczek osobno, które sprzedający i tak wyśle razem, aby na was zarobić. Naprawdę radzę tego typu aukcji unikać.

Recenzja VN | World End Economica ep. 1


Ekonomia, podobnie jak polityka nie należy do ciekawszych zagadnień, co dopiero w grach. No chyba, że za ten temat weźmie się niezrównany mistrz powieści z finansami w roli głównej - Isuna Hasekura, autor genialnej light noveli Spice & Wolf.

Siedemnaście lat po kolonizacji Księżyca jego największe miasto, Lunar City, prosperuje i ściąga z Ziemi masę inwestorów. Hal, nastolatek z żyłką do interesu, całe dnie spędza w kafejce internetowej, inwestując na giełdzie. Chłopak, pomnażając dobytek dąży do spełnienia swojego największego marzenia - zdobycia fortuny, aby móc postawić stopę na nieodkrytej przez człowieka ziemi. To jednak nie będzie proste, choćby dlatego, że Hal cały czas musi się ukrywać przed policją. Podczas jednej z akcji bohater zmuszony jest do ucieczki i schronienia się w przypadkowej restauracji. Gdy i tam napotyka oficerów, zostaje niespodziewanie uratowany przez Lisę. Starsza dziewczyna oferuje gościnę w prowadzonym przez siebie przytułku mieszczącym się w opuszczonym kościele. Chłopak przybywa do ośrodka i poznaje tamtejszą mieszkankę Haganę, która wkrótce okazuje się być geniuszem matematycznym. Widząc olbrzymi dług ciążący nad przytułkiem, Hal postanawia połączyć z Haganą siły i wygrać konkurs na najlepszego inwestora giełdowego, by uratować swój nowy dom.

Jak nie trudno się domyślić, całość historii skupia się na nastolatkach inwestujących na giełdzie i finansowych problemach osób dorosłych. Pomysł sam w sobie genialny, jednak potencjał został przyćmiony przez nieprzyjazne dla giełdowego laika wykonanie. Gra jak tylko może próbuje wytłumaczyć niuanse związane z finansami, jednak robi to w sposób pokrętny - zamiast jasno zdefiniować skąd się bierze pieniądz i jak na siebie zarabia, dostajemy masę liczb i procentów, ukazujących zarobek lub stratę. Dzięki temu cały giełdowy żargon zdaje się być ledwie bełkotem, z którego dobrze jak zrozumiemy choćby połowę. 

Kolejnym problemem produkcji jest jej tempo. Opowieść jest naprawdę ciekawa i emocjonująca, tylko że niebywale rozwleczona. Ciekawsze wątki przeplatają się z pieczeniem ciastek, zrywaniem kwiatów i innymi pierdołami, które nikogo nie interesują. Oczywiście ukazanie codziennych czynności miało swój cel, w tym przypadku nakreślenie relacji między postaciami, jednak można to było zrobić ciekawej, i, przede wszystkim, krócej. Nużą również zapętlające się myśli protagonisty, który nie potrafi rozbić problemu na czynniki tylko kręci się wiecznie wokół jednej kwestii. Warto również wspomnieć, iż sam prolog trwa kilka godzin; widząc po raz pierwszy opening, wzięłam go za ending. Dłużyzny te są nieznośne i spokojnie można było je wyciąć (chociaż wtedy gra byłaby krótsza o połowę).

Tytuł stoi na bohaterach i to widać od początku. Na pierwszym planie znajduje się Hal ze swoimi ambicjami, a zaraz za nim Lisa i Hagana. Protagonista jest postacią pełną wad - jest opryskliwy, gwałtowny i nie widzi dalej niż czubek swojego nosa, a jednak wszystko to sprawia, iż jest interesujący i w pewnym sensie łatwo się z nim utożsamić. Hal zmienia się z biegiem historii , ale cieszy, że do końca zachowuje ludzką, a zaraz nieludzką stronę (nie będę wchodzić w szczegóły). Jedyne, co zasługuje na krytykę w postaci to niemal mizoginistyczne podejście względem kobiet. O ile na początku, względem Lisy jest jedynie uszczypliwy, tak Haganę najchętniej zbiłby (na szczęście tylko w myślach) na kwaśne jabłko.

Lisa jest najsympatyczniejszą postacią w całej grze. To wręcz anioł chodzący wśród śmiertelników. Dziewczyna jest pełna ciepła, zrozumienia i pogody ducha, zawsze szukająca dobra w innych ludziach. W grze jest symbolem nadziei, ale i przebaczenia, jako że nawet druzgocąca porażka i utrata wszystkiego nie potrafi zetrzeć uśmiechu z jej twarzy.

Z Haganą sprawa jest zupełnie inna. Towarzyszka protagonisty jest postacią pełną sprzecznych emocji, którą rządzi wewnętrzny chaos i oderwanie od rzeczywistości. Bycie matematycznym geniuszem ma swoją cenę i dziewczyna patrzy na świat przez pryzmat logiki, odrzucając przy tym wszystko, co nie jest poprawnym wynikiem równania. Hagana jest najciekawszą postacią w grze i miło patrzeć jak zarówno nasz i protagonisty, stosunek do tej osoby ociepla się wraz z postępem gry.

Postaci poboczne są równie ciekawe, w szczególności Barton, biznesmen, milioner i gruba ryba w jednej z czołowych korporacji. Najgorzej wypada Chris, młoda dziewczyna o nieśmiałej naturze, która nie gra większej roli w grze.

WEE to visual novel o modelu "kinetycznym" (kinetic novel), co oznacza, że w produkcji nie doświadczymy żadnej interakcji z naszej strony. Gra nie posiada żadnych wyborów, żadnych statystyk do osiągnięcia, ani żadnych dodatkowych mechanik. Naszym jedynym zadaniem jest czytanie opowieści jak idzie, niczym tradycyjną książkę.

Teł oraz ilustracji w grze jest sporo. Najpiękniejsze są zdecydowanie te przedstawiające widoki i niebo, na którym rozciąga się widok Ziemi. Utworów muzycznych jest równie dużo i wszystkie wpadają w ucho, szkoda jedynie, że są wyraźnie zapętlone.

Po ukończeniu całej historii dostajemy dostęp do galerii z ilustracjami oraz soundtrackiem. Oprócz tego nie znajdziemy innych dodatków.

W komentarzach na Steamie przewija się krytyka tłumaczenia, ja jednak nie do końca się z nią zgadzam. Tekst jest wolny od błędów i dziwnych struktur zdania, tylko co z tego, skoro wszelkie aspekty giełdowe są niezrozumiałe dla gracza. Możliwe, że dokładniejsze wyjaśnienia zaginęły podczas tłumaczenia, ale tego już się nigdy nie dowiemy.


Czy mogę śmiało polecić ten tytuł? Niestety, nie. Fabuła osadzona w świecie finansów nie jest dla każdego i laik niewiele z niej wyniesie. Po drodze można się również zanudzić przewlekłymi myślami bohatera i codziennością niektórych wątków. Gra ma olbrzymi potencjał i gdyby tylko trochę uprościć motyw główny i ukrócić zapychacze, byłaby godną polecenia produkcją. W obecnej formie WEE jest grą jedynie dla wytrwałych.

Kącik growy | Fate/Extra


Przychodzi taki czas, gdy trzeba choć na chwilę odsapnąć od romansów i zaznać trochę pościgów i wybuchów. Z tej oraz innej, ważniejszej okazji - styczniowej premiery Fate/Extella: The Umbral Star chciałabym z meandrów przeszłości przywołać tytuł, który zapoczątkował serię - Fate/Extra.


RPGi mają to do siebie, że zawsze można w nich odnaleźć coś unikatowego. Wiedźmin może się pochwalić genialną fabułą i postaciami, Skyrim rozległymi miejscówkami, a Dragon Age historią świata, sięgającą tysiące lat przed wydarzeniami z pierwszej części. Fate/Extra również nie ma się czego wstydzić, gdyż cały tytuł, sam w sobie, jest unikatem.

Gra, choć czerpie garściami ze starszej produkcji - visual novel Fate/Stay Night (bardziej znanej w wersji anime) nie ma z tym tytułem wiele wspólnego. Nawet postaci witające nas z okładki, tak charakterystyczne i rozpoznawalne, nie są tymi samymi, które zdążyliśmy poznać i polubić z VN czy ekranizacji. Wszystko to sprawia, że Extra jest oddzielona grubą linią od reszty świata Fate, i zarówno fani serii, jak i laicy mogą czerpać maksimum frajdy ze świeżej rozgrywki.


Recenzja: Nicole (otome version) + miniporadnik


W teorii, gdy człowiek raz się sparzy, na przyszłość wie, aby nie tykać rzeczy, które zadały mu ból. Flagowa produkcja Śnieżnych Wilków, Always Remember Me, była, łagodnie mówiąc, kaszaną, której dema nawet ja, osoba bardzo uparta i wytrwała, nie dała rady ukończyć. Dlaczego, więc drugi raz wsadziłam rękę w ogień? I czy znów zabolało?













Jestem pełna podziwu dla Winter Wolves, ponieważ mimo  bardzo kiepskich recenzji wciąż twardo stoją przy swoim i trzymają stałe, detaliczne ceny gier na Steamie. Podziwu niekoniecznie pozytywnego, gdyż, gdy taka Dogenzaka Lab na wyprzedażach zachęca do zakupu słabszych tytułów cenami rzędu 1/4 oryginalnej wartości, tak Wilki skąpią co lepszych rabatów (-33% max.) na gry, które nie są warte zakupu nawet po obniżce. Always Remember Me jest tego najlepszym przykładem. Co jednak, jeśli na allegro pojawia się oferta siostrzanej produkcji za symboliczną dyszkę? Nie wiem jak inni, ale ja w takiej sytuacji długo się nie zastanawiam.

Tytułowa bohaterka, Nicole, rozpoczyna swój pierwszy rok studiów w oddalonym o setki kilometrów od domu mieście na Florydzie. Dziewczyna, wprowadzając się do akademika dowiaduje się o tajemniczych zniknięciach, mających miejsce rok temu na terenie campusu, w których trzy różne dziewczyny wpierw zaginęły w tajemniczych okolicznościach, a po trzech dniach się odnalazły, nic przy tym nie pamiętając z całego zajścia. Sprawca nie został odnaleziony i sprawa przycichła, ale Nicole wkrótce odkrywa, że porywacz jest wciąż aktywny i groźny. Od tej pory bohaterka postanawia sama zbadać tę sprawę.

Odkrycie zagadki, choć wydaje się głównym celem gry, nie jest narzucone przez twórców i rozgrywa się jedynie "gdzieś z boku". Otóż na głównym planie mamy szkolne życie naszej bohaterki, wzbogacone o rozwijanie znajomości z czterema panami. Gra rozgranicza tajemnicę zniknięć od romansu do tego stopnia, że tytuł można ukończyć, skupiając się jedynie na jednym aspekcie. Możemy zatem w stu procentach skupić się na chłopakach lub poświęcić wszystko w imię rozwikłania zagadki, aczkolwiek "idealne" zakończenie wymaga rozwinięcia obu wątków na raz.


Nicole to siostrzana produkcja wspomnianej wcześniej gry, z wyglądem i mechaniką swojej poprzedniczki. Pojedyncza rozgrywka trwa trzy miesiące, które dzielą się na dni, a te z kolei na pory dnia. Każdy dzień możemy rozdysponować wedle własnej woli, wybierając aktualnie dostępne zajęcia, które zmieniają się wraz z mijającym czasem, np. popołudniu możemy iść do pracy, a wieczorem do kina. Wszystko to, aby w miarę możliwości jak najwyżej budować nasze statystyki postaci: zapał (zeal), pracowitość (diligence), towarzyskość (amity) oraz inteligencję (wit), które to odpowiadają naszym chłopakom. Każdy z panów preferuje inny typ osobowości i wymaga rozwinięcia innej statystyki oraz wymaksowania postępu związku, wyrażonego w formie procentowej. Sympatię chłopaków zwiększamy poprawnymi odpowiedziami podczas dialogów oraz obdarowywaniem ich prezentami. To jednak nie koniec, gdyż otrzymujemy również paski morale oraz energii, które mają za zadanie utrudnić nam zbieranie potrzebnych punktów do rozwijania głównych statystyk. Ostatnim licznikiem są wskazówki (clues), które obrazują postęp rozwikłania tajemnicy porwań. Z pozoru cały system może wydawać się skomplikowany, ale jest taki jedynie na papierze, gdyż podczas rozgrywki skupiamy się wyłącznie na trzech paskach (wskazówki, statystyka chłopaka oraz postęp związku), co jakiś czas uzupełniając wskaźniki morale i energii.

Co ciekawe, wszystkie sceny, prócz początkowych (które są skryptowane i odbywają się zawsze tego samego dnia) są zależne od statystyk i pojawiają się dopiero po przekroczeniu danego progu punktowego. Najlepszym tego przykładem są historie chłopaków - nowe sceny dostaniemy tylko, jeśli wypełnimy pasek związku do pewnego stopnia. Identyczna sytuacja jest ze wskazówkami - sprawa utknie w martwym punkcie, jeśli przestaniemy zbierać punkty.



Fabuła z początku przynudza długimi i sztampowymi scenami ekspozycyjnymi, ale im dalej, tym lepiej. Kiedy już poznamy wszystkie postacie i zaczniemy badać sprawę zniknięć historia wciągnie nas całych i nie puści aż do końca, chociaż sama w sobie nie jest najwyższych lotów. Sprawcę porwań rozpoznamy już w pierwszych tygodniach gry, na długo wcześniej od Nicole. Ogólnie cała ta kwestia, choć fajnie pomyślana, nie została dobrze zagrana, głównie przez bardzo słabą postać złoczyńcy i niedomyślność naszej bohaterki. Wątki szkolnego życia zostały o wiele lepiej przedstawione od głównego motywu produkcji - są tak zwyczajne i naturalne, że mogłyby mieć miejsce w rzeczywistości. Do tego nic nie przychodzi bohaterom łatwo i na swojej drodze napotkają przeszkody nie do pokonania, przez co całość nabiera słodko-gorzkiego wydźwięku.

Nasza protagonistka, Nicole to charyzmatyczna i sympatyczna sztuka. Przypomina mi typową bohaterkę szkolnych historii - wpycha nos zawsze tam, gdzie nie trzeba i pomaga wszystkim, nawet bez ich zgody. Daleko jej do ofiary losu (jak w co niektórych wschodnich produkcjach), do tego ma ten swój zadziorny i dowcipny charakterek, przez co nie da się jej nie lubić. Twórcy obdarowali ją również pasją do blogowania. Nie jest to jednak postać idealna, gdyż w sytuacjach zagrożenia zachowuje się jak idiotka, i aż ręce opadają, co czasami wyczynia. Ma to jednak swój urok, gdyż postacie bez wad są zwyczajnie nudne.



 

Wrażenia z poszczególnych ścieżek (kolejność rozgrywki):


Ted
Ted jest o rok starszym studentem kryminologii, prowadzącym sklep spożywczy w okolicy szkoły. Nicole spotyka go pierwszy raz podczas łączonych zajęć, na których oboje nie przypadają sobie do gustu, ale wkrótce znajdują wspólny język. Ted zdecydowanie nie jest łatwym w obejściu człowiekiem - jest wiecznie nadąsany (że się tak łagodnie wyrażę), surowy i gniewny, do tego każdą pochwałę odbiera, jako złośliwy żart. Typowy gbur i buc z kijem w tyłku, a mimo to słodycz sączy się z niego wiadrami.

Co by nie powiedzieć o Tedzie, trzeba przyznać, iż jest to postać przezabawna! Chłopak jest idealnym typem do utarczek słownych, co zresztą niecna Nicole wykorzystuje na każdym kroku, doprowadzając go do jeszcze większej furii :) Dziewięćdziesiąt procent ścieżki to przekomarzania tych dwojga i i wzajemne docinki, reszta to natomiast głębsza historia, która jest dopełnieniem charakteru bohatera. Najbardziej w ścieżce zaskoczyła mnie niepewność względem uczuć chłopaka, które aż do końca nie wiadomo czy są w pełni odwzajemnione. Pod tym względem najlepsza jest scena,  w której odpycha on bohaterkę podczas pierwszego pocałunku :D Moja pierwsza reakcja: "Friendzoned?!" xD  Wśród innych graczy spotkałam się z dwojaką opinią na temat Teda: albo jest wisienką na torcie, albo się go nie trawi. Dla mnie chłopak jest najlepszą postacią w grze, gdyż jako jedyny odrywa się od sztywnych archetypów. No i jego napady złości są super słodkie :D
















Kurt
Chłopaka spotykamy feralnego dnia, kiedy to Nicole omyłkowo zagląda do męskiej szatni i widzi go roznegliżowanego. Kurt się tym jednak nie przejmuje, gdyż, jako futbolista amerykański może się pochwalić zacnym absem, a pierwszy (i nie ostatni) moment sam na sam wykorzystuje na zaloty do dziewczyny. Bohater nie grzeszy inteligencją, ale jest bardzo sympatyczny i wygadany. Relacja z Nicole to ponownie w głównej mierze docinki i uszczypliwości, w przeciwieństwie jednak do Teda, Kurt jest nadzwyczaj zdystansowany i spokojny.

Ze ścieżką Kurta również miałam sporo frajdy, chociaż całość wypadła już mniej oryginalnie. Zaprezentowane wątki już gdzieś dawno widziałam w tandetnych serialach młodzieżowych, lecz spięte w jedną historię zadziwiająco dawały radę. Bardzo polubiłam bohatera, nie tylko za absolutny dystans do złośliwości Nicole, ale też za lenistwo (w końcu statystyczny student!) i brak wyraźnie nakreślonego kierunku w życiu. W wątku zdecydowanie zabrakło mi dosadnego wyjaśnienia relacji chłopaka z rodziną, który nie został wyjaśniony należycie, a przecież był katalizatorem działań bohatera. Krótko podsumowując: jest dobrze, ale nie najlepiej (poza tym nie przepadam za flirciarzami :/).




Darren
Jak już wspominałam, Nicole jest fanką bloggowania i prowadzi własną stronę. Któregoś dnia napotyka się na bloga super popularnego Voix'a, który zyskał sławę dzięki rozległej wiedzy i elokwencji. Oboje wymieniają wiadomości i wkrótce (w dość niezręczny sposób) wychodzi na jaw, iż oboje siedzą obok siebie na zajęciach. Darren, jak brzmi jego prawdziwe imię, jest nieśmiałym i wycofanym z życia towarzyskiego młodzieńcem, który przy najzwyklejszym kontakcie z nieznaną osobą zapomina języka w ustach. Gdy przełamiemy pierwsze lody, chłopak okazuje się być przemiłym i uczynnym chłopakiem, który ze swoim mózgiem mógłby spokojnie wystąpić w "Jednym z Dziesięciu".

Bardzo poważnie podeszłam do historii chłopaka, jako że również nie mogę się poszczycić super towarzyską naturą. Faktycznie, nawiązałam nić porozumienia z bohaterem, jednak jego problemy miejscami wydały mi się wyolbrzymione i nieuzasadnione. Najlepszym przykładem są sceny zaraz przed zakończeniem, w których zachowuje się idiotycznie i sztampowo do bólu. Nie spodobało mi się również to, że w ciągu rozgrywki, w przeciwieństwie do pozostałej trójki, nie dowiemy się zbytnio o jego przeszłości (skąd się wzięła awersja do poznawania nowych ludzi?). Zdecydowanie na plus wyszły cała kwestia z blogowaniem oraz scena w kinie, która z pozoru totalnie zwykła i nieciekawa, potrafi zainteresować, a i nawet wywołać napięcie. Do tego świetnie wyszło zakończenie (zwieńczone najśliczniejszą ilustracją w grze ^__^).
















Jeff
Jeff jest pierwszą napotkaną przez nas osobą i, z pozoru, najmilszym facetem na świecie. Chłopak po godzinach przesiaduje w szkolnym laboratorium, w którym to spełnia swoje naukowe ambicje. Jest to postać bardzo złożona i chaotyczna, odpuszczę sobie zatem dalsze informacje (spoilery) na jego temat. 

Rany... ta ścieżka wyssała ze mnie wszystkie soki życia. Fabuła jest mocno wahadłowa - z początku tragiczna, następnie, gdzieś przed końcem się poprawia, zakończenie jest znów fatalne, a epilog satysfakcjonujący. Z bohaterem jest analogiczna sytuacja - chłopak ma mocne zaburzenia osobowości, i ta zmienia mu się wraz z postępem historii. Zabieg zdaje się ciekawy, jednak twórcom wyszedł fatalnie. Chłopak przez ponad połowę historii jest cholernie irytujący (szczególnie ten pyszałkowaty uśmiech); wywyższa się ponad wszystko, nie będąc przy tym choć trochę zabawnym. Do tego jeszcze to jego hobby/powołanie (czy jak to tam nazwać)... o rany... koleś sobie wymyślił, że będzie... współczesnym alchemikiem! Serio! A jego pierwszym wynalazkiem będzie... eliksir miłości! Winter Wolves, co jest z wami nie tak?! Naprawdę myślicie, że ktoś kupi historię o kolesiu, któremu FMA wszedł za bardzo? Jeff jest znośny dopiero na niedługo przed finałem, ale i to nie trwa długo, gdyż zakończenie jest idiotyczne i bezsensowne! Twórcom chyba po prostu nie chciało się wymyślać niczego nowego i wkleili znany motyw z poprzednich ścieżek, nie zwracając uwagi na ciąg przyczynowo-skutkowy. Tragedia. Na szczęście sam epilog wypada w porządku i jakoś ratuje całość.
















Zakończeń w grze jest w sumie dziewięć: cztery "normalne", cztery "specjalne" i jedno złe, przy czym dwa pierwsze się na siebie nakładają (zakończenie "specjalne" jest niejako epilogiem i następuje zaraz po "normalnym"; nie da się go zdobyć osobno). Warunki zdobycia danego finału są bardzo surowe, i niestety, poza fanowskimi solucjami nigdzie nie dowiemy się, co dokładnie mamy zrobić. Sama trzy razy pod rząd skończyłam marnie, aby w końcu przeczytać poradnik i skorygować błędy. Na końcu recenzji umieszczę co przydatniejsze wskazówki, jako że nawet solucje na necie potrafią zawierać fałszywe informacje.

Przyznam szczerze, z początku miałam spore obawy odnośnie systemu rozwijania statystyk. Jedyną tego typu produkcją, w którą grałam było niesławne ARM, a ta, jak już zdążyłam wspomnieć z tysiąc razy, nie zachęciła mnie do zgłębienia podgatunku - wręcz przeciwnie, obrzydziła mi go. Na szczęście po zagraniu w Nicole system ten powrócił do moich łask. Zbieranie punkcików nie jest żmudne i bezmyślne; wpierw trzeba rozpracować, która statystyka odpowiada danemu bohaterowi, a następnie ułożyć plan działania. Tytuł nie bez powodu posiada poziomy trudności (łatwy, normalny, trudny) - w zależności od wybranego trybu cyferki będą nam przybywały szybciej lub wolniej. Nasz cel, czyli tzw. "idealne zakończenie" ("normalne" + "specjalne") wymaga wymaksowania trzech wskaźników: wskazówek, statystyki bohatera oraz sympatii, lecz zadanie to wcale nie będzie proste ze względu na ograniczony czas rozgrywki, zależności jednych punktów od drugich i, co najważniejsze, wymuszoną przez twórców kolejność wydarzeń (wpierw tajemnica, potem romans). Dla wszystkich przeciwników budowania statystyk, czy po prostu dla wszystkich tych, którzy połamali zęby na rygorystycznych wymogach Nicole, twórcy zaserwowali system czystej visual novel z samymi wyborami podczas dialogów.




Mam mieszane uczucia odnośnie strony wizualnej. Z jednej strony postacie na spritach wyglądają wspaniale, z drugiej sylwetek i grymasów twarzy jest jak na lekarstwo. Pozy zostały szczególnie zrobione po linie najmniejszego oporu - gdy postać stanie po innej stronie niż zazwyczaj, zamiast nowej sylwetki otrzymujemy horyzontalne odbicie tej podstawowej (tylko Kurt i Darren posiadają dwie różne). Aby to jakoś zamaskować twórcy dodali bohaterom po kilka strojów, i te zmieniają się w zależności od okazji (nie obyło się bez marynarek i garniaków <3). Ciuszki są fantazyjne i śliczne, ale wśród nich skonfundowała mnie jedna suknia Nicole z potężnym dekoltem (może nie wyjęta żywcem z odpowiednika otome dla mężczyzn, ale jednak mocno odstająca od reszty), która, wydaje mi się, została wcześniej przygotowana dla drugiej wersji gry (o tym za chwilę).

Teł jest sporo i nie mam im nic do zarzucenia, czasami jednak tekst nie do końca oddaje charakteru miejsca, np. tekst twierdzi, że biblioteka jest opustoszała, a na obrazie widzimy ludzi stojących przy półkach z książkami. Tego typu niedopatrzeń jest jednak bardzo mało i większość pewnie w ogóle nie zwróci na nie uwagi.

Ilustracji jest skandalicznie niewiele. Każdy z chłopaków otrzymuje zaledwie trzy na całą grę, i to wszystkie ukryte w zakończeniach. Galeria w głównym menu, w której możemy obejrzeć nasze dorobki, niestety nie działa poprawnie i nie dość, że nie pokazuje wszystkich obrazków (są tylko te definiujące endingi), to jeszcze nie pozwala na odtworzenie samej ilustracji - zamiast tego należy rozegrać cały finał. Straszna głupota, szczególnie gdyż opcja "skip read" (przewijanie wcześniej przeczytanego tekstu) nie działa przy wyborze z galerii.

Same ilustracje jakością nie powalają. Są ładne, ale gdy się przyjrzeć poszczególnym elementom, natychmiast wyłapiemy defekty (krzywy nos, rozjechane oczy, itp.).



Z muzyką jest o wiele lepiej. Co prawda z jej ilością również nie zaszalano (dziesięć utworów w sumie), ale wszystkie są przyjemne dla ucha. Na wyróżnienie na pewno zasługuje gitarowa solówka pojawiająca się podczas scen suspensu.

Nicole to gra amerykańskiego dewelopera, także z oczywistych względów nie będę tu dyskutować o błędach tłumaczeniowych. Zamiast tego chciałabym nadmienić, że uwielbiam to, jak swobodnie postacie ze sobą rozmawiają. Użyty język jest bardzo naturalny, bardzo młodzieżowy i bardzo zabawny. Sama nauczyłam się paru nowych słówek, przede wszystkim terminów sportowych oraz określeń na "głupka" :D

Gdzieś w trakcie przechodzenia drugiej ścieżki dowiedziałam się, iż twórcy szykują alternatywną wersję historii - w niedługiej przyszłości ma zadebiutować wersja GxG (girl x girl), w której nasi panowie zostaną wymienieni na postaci damskie (które bardzo sporadycznie pojawiają się również tutaj). Nie wiadomo czy fabuła przejdzie recykling, czy Winter Wolves zgotuje coś świeżego, wiem natomiast, że w ową produkcję na pewno nie zagram.




Jakie są moje wrażenia odnośnie pierwszej gry od Winter Wolves, którą zdołałam przejść od A do Z? Cóż, zadziwiająco pozytywne! Tytuł jest całkiem długi (23 godz. na liczniku) i obfituje w przewidującą, ale ciekawą fabułę. Bardzo polubiłam się z Tedem i Nicole, właściwie to ta dwójka zrobiła dla mnie całą grę! Mimo całej mojej awersji do twórców (która już zresztą powoli przemija) z całym sercem mogę polecić Nicole każdemu. Nie ma, co się zrażać kiepskimi recenzjami na Steamie, tytuł jest wart zakupu na wyprzedaży (detaliczne 19 € to mocna przesada, ale za 13 € jest okej), a już na pewno trzeba brać, gdy ktoś rzuci na allegro za grosze!



* * *

Miniporadnik


Trzykrotnie dałam się pokonać grze i ostatecznie postanowiłam skorzystać z poradnika, który doprowadziłby mnie do szczęśliwego zakończenia historii. Jakież było moje zaskoczenie, gdy wskazówki okazały się błędne, a dyskusje na steamie tylko zwiększały dezinformację. Postanowiłam zatem przy okazji recenzji zamieścić kilka pomocnych tipów, które gwarantują zdobycie lepszych zakończeń.
Metoda sprawdzona przeze mnie na poziomie normal:


A) Normalne zakończenie:
- działa tak samo we wszystkich ścieżkach
- maksujemy sympatię z bohaterem (wymagane 90-100%)
- maksujemy statystyki bohatera (wymagane 900+)
- NIE rozwijamy wskazówek (statystyka nie może dojść do ~ 800)

B) Specjalne zakończenie:
- działa tak samo we wszystkich ścieżkach
- przez pierwsze dwa miesiące maksujemy wskazówki i statystykę bohatera (z naciskiem na wskazówki) -> pod koniec listopada nasze wskazówki muszą osiągnąć maksimum (900+), a statystyka bohatera ~ 800. Gdy brakuje nam punktów, koniecznie musimy zaopatrzyć się w książkę, dodającą jednorazowo 100 punktów.
- sympatię bohatera maksujemy dopiero pod koniec listopada -> z samych dialogów powinnyśmy uzyskać 30%, które w ok. 2 ostatnich tygodniach listopada należy rozwinąć do ~ 70% za pomocą prezentów.
- cały trik polega na tym, aby ostatnia rozmowa z bohaterem nastąpiła później niż ostatnia scena zagadki. Możemy to sobie zagwarantować poprzez nabicie sympatii chłopaka do ok. 70% i pozostawienie jej na tym poziomie, aż nie dotrzemy do opuszczonego budynku. Po tej scenie zdobywamy pozostałe 30%.
- im wcześniej rozwiązana zagadka, tym lepiej! Nie można się jednak od początku skupiać wyłączenie na wskazówkach - przyrost punktów wskazówek za pojedynczą czynność rośnie wraz z poziomem statystyki bohatera, aby przyspieszyć całe proces warto więc na początku zachować równowagę między tymi dwoma.

* * *


Szczegóły wydania:
Deweloper/wydawca: Winter Wolves
Data wydania: 17 października 2013
Gatunek: otome / visual novel / symulacja
Platforma: Steam
Łączna liczba ścieżek: 4
Voice acting: brak
Animacje postaci: tak

Do kupienia na:
Wersja cyfrowa: Steam (~ 85 zł)