Zdawałoby się, że kolejność rozgrywania ścieżek to sprawa indywidualna i rozpoczęcie gry facetem najbardziej rzucającym się w oko nie może w żaden sposób zaszkodzić w odbiorze całej historii. Cóż, to nie do końca tak... Przez zapałanie do bohatera miłością od pierwszego wejrzenia zepsułam sobie pierwsze wrażenie o tytule, co nie powinno być miejsca, gdyż Period: Cube nie zawodzi na żadnym polu.
Rany,
jak ja czekałam na ten tytuł! Nie dlatego, że był mi już znany przed
premierą (wręcz przeciwnie, nie miałam pojęcia, że taka gra w ogóle
istnieje), ale ponieważ musieliśmy czekać ponad rok na nową lokalizację
otome na konsolę. Prawdę mówiąc, wymagania miałam wysokie: Otomate -
firma, która nie zawodzi oraz Aksys - wydawca, który nie lokalizuje byle
czego, spodziewałam się zatem produkcji wyjątkowej, odważnej i z fajnym
pomysłem na siebie. Dostałam to, ale... nie od razu.
Protagonistką
historii jest Kazuha, młoda dziewczyna popularna jedynie ze względu na
atrakcyjnego i inteligentnego starszego brata. Chluba rodziny pewnego
dnia jednak znika bez śladu. Dziewczyna i jej przyjaciel, Hiroya,
wyruszają na poszukiwania Shikiego, którego trop wiedzie do popularnej
gry mmorpg, Arcadia. Pomimo jasnych ostrzeżeń ze strony brata, aby pod
żadnym pozorem nie zbliżać się do tytułu, para wkracza do świata gry i
zostaje w nim uwięziona.
Brzmi znajomo? Czytając ten opis, trudno nie skojarzyć sytuacji bohaterów Period: Cube z fabułą light novel Sword Art Online.
Inspiracja dziełem Rekiego Kawahary jest oczywista z czym zresztą
twórcy wcale się nie kryją: ustanowienie gry mmorpg miejscem akcji,
uwięzienie graczy w wirtualnym świecie oraz zagrożenie utraty życia
również w realu. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Period: Cube, choć może na pierwszy rzut oka nie wygląda, przedstawia oryginalną i ciekawą historię, nie bez wad, ale wartą uwagi.
Miejscem,
do którego trafia bohaterka jest Arcadia, fantastyczna kraina
zamieszkała przez dwie zwaśnione rasy: anioły i demony. Gracze tworzą
swojego awatara, wybierają stronę konfliktu i wkraczają do świata
pełnego questów do wykonania i monstrów do ubicia, wszystko to, aby
przeżyć niesamowite przygody oraz rozwijać swoją postać. Ciężko jednak
czerpać radość z rozgrywki, kiedy gra nie pozwala ci się wylogować, a
śmierć w wirtualnym świecie oznacza również zgon w realu. Na taki
właśnie serwer (World V) Kazuha i Hiroya niefortunnie trafiają.
Para nie jest w stanie powrócić do rzeczywistości bez wykonania
specjalnych zadań, ponadto na każdym kroku czyhają maszkary, żądne krwi
naszej biednej bohaterki. Po przekroczeniu progu światów cel Kazuhy
diametralnie się zmienia - od teraz znalezienie brata jest zadaniem
drugorzędnym, a przeżycie tym głównym.
Arcadia
rzuca więcej kłód pod nogi bohaterce, ale największym problemem Kazuhy
jest jej brak doświadczenia w walce. Dziewczyna rozpoczyna grę na
poziomie pierwszym, w dodatku klasą niezdolną do pojedynków jeden na
jeden, co czyni ją bezradną podczas starć z wrogami. Protagonistka ma,
co prawda, pewnego asa w rękawie, jednak przez sporą część fabuły polega
na silniejszych kolegach z drużyny. Z jednej strony to wada, gdyż
otrzymujemy słabą bohaterkę, której główną bronią jest złote serce, z
drugiej, spędzamy więcej czasu z innymi postaciami.
Na zdecydowaną pochwałę zasługuje motyw krótkotrwałych powrotów do
rzeczywistego świata oraz konsekwencje uwięzienia w grze. Chwile
spędzone w realu to czas odpoczynku dla bohaterów oraz okazja do
zacieśnienia więzi powstałych podczas wirtualnych przygód. Z tego
pomysłu idealnie korzystają ścieżki Radiusa i Libery, gdzie kontakt w
prawdziwym świecie gra szczególnie ważną rolę. Warto również wspomnieć,
iż samo przenoszenie się postaci do gry zostało całkiem przekonująco
wyjaśnione. Oczywiście nie obyło się bez magii i zjawisk
paranormalnych, jednak cały proces przebiega o niebo ciekawiej niż np. w
SAO, gdzie bohaterowie po prostu podłączali się do sprzętu wirtualnej rzeczywistości. Już te dwa drobne przykłady obrazują jak
zmyślną i niebanalną produkcją jest Period: Cube, a nawet nie doszliśmy do najlepszej części - bohaterów.
Fabuła,
jak to bywa, z początku wydaje się banalna - niby naszym zadaniem jest
znalezienie i uratowanie brata, ale po drodze wychodzą na jaw kolejne
wątki. Do przyswojenia i, co ważniejsze, zrozumienia, historii potrzebne
nam będą drobne elementy poukrywane w osobnych ścieżkach. Te ostatnie
najlepiej rozgrywać w danej kolejności, aby nie skończyć z mętlikiem w
głowie. Mi niestety takowy mętlik (czy może dosadniej, mindf*ck) się
przydarzył - po zakończonej pierwszej opowieści nie wiedziałam, co tak
naprawdę się stało. Dopiero po zapoznaniu się z kolejną historią zaczął
do mnie docierać ciąg przyczynowo-skutkowy, a po trzeciej, rozumiałam
już wszystko. Ostatecznie doceniłam fabularne aspekty produkcji, ale
przez jakiś czas trwał we mnie niesmak spowodowany tym "pierwszym
razem". Aby nie pogubić się w odmętach fabuły, radzę przed rozpoczęciem
gry sprawdzić polecaną przez graczy kolejność rozgrywki. Osobiście
radziłabym jako pierwszą wybrać ścieżkę Zaina, potem kolejno Libery,
Radiusa/Astruma, Hiroyi, Poyo-poyo, zostawiając na koniec sekretną
postać. Nie jest to najlepszy układ (ścieżka Hiroyi jest typową historią
na start, ale moim zdaniem odkrywa za dużo kart, aby ją polecić na
początek), ale przynajmniej pozwala pobawić się trochę w zgadywanki.
Jestem
absolutnie zauroczona bohaterami, i to nie tylko głównymi panami i
postaciami pobocznymi, ale nawet "no name'ami"! Pamiętacie może z innych
produkcji postacie bez imion i wizerunków (np. "Mężczyzna 1", "Kobieta
B"?), robiących jedynie za tłum lub tło dla danej sytuacji? Tutaj tacy
również się pojawiają, ale ich rola jest o wiele większa. Nie mogę się
nadziwić jak za pomocą głosu i pojedynczych scenek wykrzesano z nich
tyle charakteru i charyzmy! Wystarczy, aby każdy z nich dostał imię i
podobiznę, a byłby pełnoprawną postacią poboczną! Moim faworytem jest
"Calm Angel", healer w drużynie Clarius; słodziak i chyba najmilszy gość
w całej grze. Bardzo żałuję, że tego typu bohaterom nie dano szansy
rozwinąć skrzydeł, ale rozumiem, trzeba pilnować budżetu.
Postacie
poboczne to majstersztyk i wzór do naśladowania przez inne tytuły. Nie
wiem, czy to ze względu na kreację, czy prosty fakt, że mają do
odegrania sporą rolę, ale ich wkład w historię jest nieoceniony. Zarówno
Clarius, jak i Forte posiadają "żywych" i sympatycznych członków o
zróżnicowanych charakterach. Postacią, którą przyjdzie nam poznać
najbliżej (i to nawet jej backstory!) jest Miseria (VA: Kana Hanazawa), której
karykaturalność, choć czasami męcząca, jest autentycznie śmieszna.
Główni bohaterowie to jeszcze oczko wyżej. Co prawda, bazują oni nadal na archetypach, ale w ich charakterach idzie się wręcz "zatracić". Nie mogę zliczyć "ohów" i "ahów", które wypływały z moich ust w ścieżkach Radiusa i Astruma. Swoją drogą, Period: Cube jest pierwszą grą otome, w której pokochałam dwie postacie na raz (mało brakowało, a byłyby trzy). Radius i Astrum są absolutnie rewelacyjni i ciężko mi było wybrać jednego faworyta (ostatecznie jest nim Radius, który jednak bardziej wpasowuje się w moje gusta).
Niestety, nie
wszyscy bohaterowie wyszli twórcom. Hiroya (przyjaciel Kazuhy z
dzieciństwa) jest napisany
okropnie - jego charakter, czy raczej jego brak, bardzo rozczarowuje.
To
typowy "superhero", który za wszelką cenę chroni swoją wybrankę, i tyle.
Oczywiście, dochodzi do tego poczucie winy i niska samoocena, ale tym
wątkom brakuje głębi. Hiroya nie jest typowo "złą postacią", ale nudną i
niezajmującą. Do tego ta scena z lizaniem ran... Może to ja jestem
przewrażliwiona, lecz mnie to po prostu obrzydza. Paradoksalnie,
bohatera lubiłam bardziej w ścieżkach innych chłopaków, niż w jego
własnej.
Wrażenia z poszczególnych ścieżek (kolejność rozgrywki):
Radius jest znany z niebywale wysokiego poziomu doświadczenia, posiadania Ostrza Cieni (jednego z trzech legendarnych mieczy w
grze) oraz grania solo. Chłopak jest typem mruka i
samotnika, który jest najszczęśliwszy, gdy nikt mu nie zawraca czterech
liter, stąd potrafi być nieprzyjemny i oschły. Kazuha jednak już przy
pierwszym spotkaniu dostrzega jego prawdziwe oblicze - paniczny strach
przed śmiercią, nie tylko swoją, ale także i innych.
Radius nie jest żadnym odkryciem ani zbytnio nie wyróżnia się na tle innych tsundere,
ale jeśli ktoś lubi ten archetyp (np. ja :D) to zdecydowanie będzie
zachwycony. Ciekawiej od samego bohatera wypada relacja łącząca naszą
parę; dwójka szybko uświadamia sobie, że są bratnimi duszami, a
jedyną różnicą między nimi jest pojmowanie życia - Radius żyje, gdyż boi się
śmierci, a Kazuha żyje, gdyż chce żyć. Ta drobna rozbieżność jest powodem, dla którego
chłopak stara się wzbudzić w bohaterce niechęć do siebie i sprawić, aby więcej
już się spotkali.
Ścieżka
Radiusa jest genialna w swojej prostocie; nie ma tu ani
nieprzewidywalnych zwrotów akcji ani zbyt wielu wątków pobocznych. W
przeciwieństwie do pozostałych opowieści, ta koncentruje się przede
wszystkim na naszej parze, zostawiając motywacje złoczyńców w dużej
mierze nietknięte. Większą rolę niż zwykle grają tu członkowie
Forte - piątka demonich graczy przez jakiś czas będzie jedynymi
kompanami protagonistki.
Mimo
wszystkich moich zachwytów nad ścieżką, nie mogę powiedzieć, iż jest
ona bez wad. Największym problemem jest pominięcie ważnych faktów
związanych z karierą bohatera. Dostaliśmy kilka kluczowych informacji
odnośnie tej kwestii, lecz jest tego zbyt mało, aby nakreślić
spójny obraz.
Astrum | VA: Takahiro Sakurai
Grając w jakiekolwiek mmo, nie raz można się natknąć się na graczy uprawiających (mniej lub bardziej poważny) roleplaying.
Astrum jest idealnym przykładem takiej osoby. Chłopak (bardziej niż
inni) wczuwa się w swoją postać, przywódcy Aniołów, przez co często
popada w śmieszność i przesadę. Mimo skłonności do wypowiadania
żenujących kwestii, zachowuje się on iście rycersko, a dla naszej
bohaterki staje się (dosłownie) aniołem stróżem.
Bohaterów
jak Astrum nie spotyka się za często w grach otome. Powodem tego może
być fakt, iż trudno jest stworzyć postać autentycznie zabawną w tytule niesilącym się na wątki komediowe. Tutaj na szczęście się to udało. Astrum jest cudowny
jako ucieleśnienie rycerskości w krzywym zwierciadle i hardcorowy RP-er, a
zabawniejszy od niego jest już tylko on sam w wersji ludzkiej.
Ścieżka przoduje pod względem zarysowanej fabuły i zwrotów akcji, ponadto naszpikowana jest humorem (ale i dramatem) z bohaterem w roli głównej. Ekipa Astruma jest równie urocza, co on sam; szkoda, że z uskrzydlonymi wojakami spędzimy więcej czasu jedynie w ścieżce chłopaka.
Libera | VA: Natsuki Hanae
"Nie
oceniaj książki po okładce", to przysłowie najdosadniej opisuje tę
postać. Libera, choć posiada zadowalający poziom doświadczenia i umiejętności, zamiast stawać naprzeciwko wrogom woli przesiadywać w mieście z
przyjaciółmi. Liczne koneksje oraz "odważny" ubiór sprawiają, iż nie
musi zbytnio na ekwipunek pracować - w końcu prezenty od wielbicieli to
normalka dla słodkiej i atrakcyjnej dziewczyny. Zaraz... dziewczyny?!
No, tak, przecież twórcy nie zrobiliby tak zwanego trapa, co nie? :) <wink,wink> Miałam obawy zaczynając tę ścieżkę, jednak żadna z nich się nie spełniła. Libera jest równie cudowny, co irytujący ze swoim dziecinnym zachowaniem i fochami, ale bynajmniej nie są to przywary postaci.
Wątki, poniekąd ekskluzywne dla Libery, naprawdę mnie wciągnęły, głównie z powodu zawiłości fabularnych i chaotycznego zachowania samego bohatera. Bardzo przyjemnie śledziło mi się opowieść, szczególnie podczas powrotów do rzeczywistości. Świetnie wypada również zakończenie <3
Hiroya | VA: Nabuhiko Okamoto
Co to dużo mówić... po prostu przyjaciel z dzieciństwa. Bardzo, bardzo irytujący przyjaciel z dzieciństwa. Hiroya to typ, który poświęci się dla naszej bohaterki w każdy możliwy sposób (czytaj: "obronię cię, nawet, jeśli przez to mnie znienawidzisz"), do tego swoje uczucia okazuje głównie za pomocą krzyków, zarzutów i wyzwisk. I pomyśleć, że to ma być "kanoniczny" bohater...
NIENAWIDZĘ Hiroyi i przepraszam, ale muszę powiedzieć to już na wstępie. Ta postać jest tak NIJAKA, że to aż BOLI. Nic, no po prostu, nic w tej postaci nie ma, może poza irytującymi odzywkami i fochami rzucanymi na lewo i prawo. Twórcy starali się, to widać, jednakże coś (czytaj: Hiroya) im nie pykło - mamy kilka ciekawszych wątków dotyczących jego i bohaterki, ale wszystko to jest tak płytkie... Cytując sławną personę: "Szkoda strzępić ryja".
Ścieżka Hiroyi nie jest zła, ale też nie ma fajerwerków. Spośród pozostałych wyróżnia się tym, iż tutaj spotkamy wszystkich pozostałych bohaterów; z tego powodu nie potrafię polecić jej na sam początek rozgrywki. Co ciekawe, mimo iż jest to ścieżka "kanoniczna" (nie dla mnie, absolutnie się na to nie zgadzam) nie wszystkie wątki zostają domknięte, jak to zazwyczaj bywa w grach otome.
Zain | VA: Daisuke Hirakawa
Z Zainem jest jeden problem - nie wiadomo do końca CZYM on właściwie jest. Człowiekiem? Nie, w profilu ma wyraźnie napisane "NPC". Częścią kodu gry? Ale przecież okazuje ludzkie emocje! Czymkolwiek Zain by nie był, to postać uprzejma, uczynna i serdeczna, która towarzysząc bohaterce, odkrywa swoje ludzkie oblicze. A jak wiadomo, im bliżej człowieczeństwa, tym silniejsze pokusy naszej "mrocznej" strony.
Totalny odlot! Ścieżka Zaina, jak i on sam to istny kosmos. To, co się dzieje na ekranie najłatwiej opisać jako "nieprzewidywalne", i faktycznie, zwrotów akcji jest cała masa. Sporo jest również scen, łagodnie mówiąc, "niepokojących". To trzeba przeżyć samemu. Polecam, choć zastrzegam, że mindf*ck gwarantowany :D
Poyo-poyo | VA: Kosuke Toriumi
Czy te oczy mogą kłamać? Czy ten słodki lewitujący skrzat może być mastermindem całej operacji o kryptonimie "Period: Cube"? Gdzie tam! Poyo-poyo to najsłodsza istota we Wszechświecie i najlepszy towarzysz zabaw! Choć mały i niepozorny obroni cię przed najstraszliwszym potworem i dotrzyma ci towarzystwa, dopóki nie zaśniesz. A jak już zaśniesz... ehmm...
Rany, od czego tu zacząć? Może od tego, że uwielbiam tego zielonego hipka i wszystko, co z nim związane. Trochę szkoda, że niezbite poszlaki na temat jego tożsamości odnajdujemy zaledwie po jednokrotnym przejściu jakiejkolwiek ścieżki (nie licząc Hiroyi, po niej wiemy już praktycznie wszystko), na szczęście ostatnie (najważniejsze) karty zostaną odkryte dopiero w osobistej historii turkusowego pamperka. A jest na, co czekać!
Finał historii... wystarczy chyba wspomnieć, że przez jedno CG dosłownie zalałam się łzami. Może to ja jestem wrażliwa na tego typu bodźce, ale nie mogę tej sceny inaczej opisać niż "uśmiech i łzy".
Natomiast drugie z zakończeń jest... niepokojące, ale zarazem... fajne? Oczywiście każdy z alternatywnych finałów jest do pewnego stopnia chory, jednakże drugi ending latającego krasnala jest wyjątkowy, ponieważ zostajemy królową haremu złożonego z pozostałych facetów xD Co prawda, nie jest tak cudownie, jak by się wydawało, ale sam pomysł - fantastyczny xD
Główni złoczyńcy są tak poprani, jak być powinni,
aczkolwiek ich ambicje i powstałe w ich wyniku szaleństwo, są miejscami
absurdalne. Jak to bywa w japońskich grach cel tego "złego" jest
przesadzony i wyolbrzymiony. Shiki
ze swoją inteligencją i determinacją mógłby spokojnie wynaleźć lek na
przypadłość bohaterki, ale zamiast tego woli stworzyć od nowa świat, w
którym Kazuha byłaby zdrowa. Niektórym decyzjom brakuje logiki, ale ostatecznie da się to przełknąć.
Period: Cube
oferuje sześć unikalnych historii i jedną sekretną. W przeciwieństwie
do poprzednich i późniejszych produkcji studia, wspólna ścieżka jest
bardzo krótka, i już po (niecałym) pierwszym rozdziale dokonujemy
wyboru, któremu bohaterowi będziemy towarzyszyć (czy raczej, na którego
po drodze się natkniemy). Jedna opowieść składa się z siedmiu rozdziałów
i epilogu. Do zdobycia są dwa zakończenia na postać - szczęśliwe oraz
alternatywne (merry bad ending). Poziom sympatii wybranka stanowi
o uzyskanym przez nas zakończeniu; jeżeli nie zbierzemy wystarczająco
dużo punktów sympatii, dostaniemy merry bad ending. Alternatywne
zakończenia, jak sama angielska nazwa wskazuje, są słodko-gorzkie, przy
czym "gorycz" ujawnia się tutaj w bardzo osobliwy sposób. Nie będę nic w
tym temacie spoilerować; tego trzeba doświadczyć osobiście.
Gra pod względem audio-wizualnym aż błyszczy. O ile artystycznie najpiękniejszą grą od Otomate (w moim mniemaniu) jest Reines des Fleurs, tak Period: Cube
miażdży swoim wykonaniem dotychczasowo wydane na Zachodzie produkcje.
Grafika i animacje powalają, a muzyka to istne arcydzieło (do dzisiaj
lubię posłuchać tracku 17 [start 40:23], który nasuwa skojarzenia z Bloodbornem). Utworów jest całkiem sporo i są miłe dla ucha, jednak ponad je wszystkie wybija się genialny opening.
W
tytule została zaimplementowana nowa (przynajmniej dla zachodnich
graczy) funkcja przeskakiwania przez raz przeczytany tekst bezpośrednio
do wyborów fabularnych. Opcja ta bardzo ułatwia i przyspiesza rozgrywkę,
lecz nie będziemy z niej często korzystać. Za sprawą "historii" w
głównym menu możemy swobodnie przenosić się do poszczególnych
rozdziałów, a tym samym, w szybki sposób uzyskać inne zakończenia. Nowa
funkcja przydaje się najbardziej, gdy odświeżając sobie opowieść,
przeskakujemy "nudniejsze" momenty.
Na deser zaserwowano nam krótkie historyjki z perspektywy naszych chłopców. Są raczej ciekawostką, niż pełnoprawnym dodatkiem ze względu na długość i strukturę (głównie tekst).
Period: Cube
nie jest długą grą. Ścieżki są względnie krótkie (siedem rozdziałów),
nie ma również wielu zakończeń do zdobycia. Sytuację poprawia fakt, iż
bohaterów jest aż siedmiu, przy czym sekretna postać ma do dyspozycji
tylko połowę standardowej opowieści (coś w stylu Kazamy w oryginalnym Hakuoki). Pomimo tego, produkcja jest absolutnie warta zakupu.
Bawiłam się świetnie z Period: Cube
i żałuję całego niesmaku, który ogarnął mnie po skończeniu gry zaledwie
jednokrotnie. Tytuł to jedna z tych produkcji, która wraz z czasem
staje się lepsza, i faktycznie, po ukończeniu całości mogę śmiało
powiedzieć, że Period: Cube jest dokładnie tym na, co czekałam przez ponad rok.
* * *
Szczegóły wydania:
Data wydania: 19 maja 2016 (JAP) | 28 kwietnia 2017 (ENG)
Gatunek: otome / visual novel
Platforma: PSV
Łączna liczba ścieżek: 6 + 1
Voice acting: tak
Animacje postaci: tak
MOJE. OCZY. NAPAWAJĄ SIĘ. TĄ. GRAFIKĄ. <333
OdpowiedzUsuń