Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Idea Factory. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Idea Factory. Pokaż wszystkie posty

Amnesia; Memories edycja limitowana (kolekcjonerska)


Cześć! Dzisiaj odkopałam jeden ze starszych postów, który zagubił się w limbo niedokończanych materiałów. Pół roku temu wraz z kolektorką Edo Blossoms zamówiłam limitkę Amnesia; Memories, dużo mniejszą i bardziej kameralną niż poprzedniczka, ale z drugiej strony za przyjemniejszą cenę. Czas zerknąć do środka!

Nie mogę sobie dokładnie przypomnieć kiedy rozpoczęła się moja przygoda z grami otome, wiem natomiast, że Amnesia była moją drugą otomką, zaraz po Hakuoki ~Demon of the Fleeting Blossom~ na PSP. Z powodu braku fizycznego nośnika musiałam sięgnąć po edycję cyfrową, co nie dawało mi spokoju, aż do zakupu limitki (kolekcjonerzy tak mają). Dopiero poniższa edycja dała mi prawdziwe poczucie posiadania tytułu i zostawiła namacalny ślad jego ukończenia na mojej półce.

A;M jest bardzo... specyficzną grą: posiada charakterystyczną oprawę graficzną, pięciu chłopaków, z których jeden to psychol, drugi to psychopata oraz najgorszą bohaterkę ever. Chłopaki wyglądają jakby zerwali się z Castle Party, a jeden z nich ma piercing, co mnie obrzydza, podobnie jak igły. Z perspektywy czasu mogę śmiało powiedzieć, iż Amnesia jest jedną z gorszych gier otome od Otomate (to m.in. dlatego recenzja jeszcze nie pojawiła się na blogu), lecz wtedy nie robiło mi to różnicy. Kilka lat temu, gdy dopiero zapoznawałam się z grami otome sam fakt, że mogę poznać fajną historię, a przy okazji rozwijać wątki romantyczne z kilkoma bohaterami, wybaczał wszystkie nieciągnięcia produkcji. Może kiedyś, gdy zabraknie mi tytułów do recenzji, wrócę do Amnesii, na razie jednak tego nie planuję.

Co do samego pudła, edycja limitowana Amnesia; Memories zawiera:

  • kolekcjonerskie pudełko
  • artbook w miękkiej oprawie
  • OST na płycie
  • pięć podkładek pod napoje z wizerunkami bohaterów
  • poszewkę na poduszkę typu dakimakura
















Jak widać, limitka prezentuje się całkiem zacnie. Niestety, kartony podtrzymujące w środku zawartość przyszły do mnie naderwane i poszarpane po bokach (zapomniałam tego ująć na zdjęciach). Dziwna sprawa, bo żaden inny element nie nosił śladów uszkodzenia. Najbardziej spodobał mi się całkiem gruby i treściwy mini-artbook; co prawda design postaci jest, w mojej opinii, niepotrzebnie udziwniony, zawsze cieszy mnie obserwowanie wczesnych szkiców i projektów (ten Kent-got z długimi włosami lol). Wkładu na dakimakury nie planuję kupować - z jednej strony to spory wydatek (ok. 100 zł), po drugie miałam nieprzyjemność jedną poduszkę już nim wypychać i wiem jak podatny jest on na uszkodzenia. O ile OST w kolektorkach zawsze cenię, tak ten w Amnesii nie zapadł mi w pamięci. Podkładki pod napoje to ciekawy dodatek, ale dla mnie bezużyteczny - nie wyobrażam sobie podać znajomym niczego pod nimi, trudno mi również ocenić ich trwałość. Ogólnie, limitka to dla mnie bardziej ciekawostka niż obiekt westchnień jak np. moja japońska kolektorka Dark Souls II, edycja Take Your Heart Persony 5, której nigdy nie posiądę, bo Janusze biznesu, czy chociażby prześliczne wydanie kolekcjonerskie Edo Blossoms. Mimo wszystko, limitka Amnesia; Memories to dobry zamiennik za fizyczny nośnik gry.

Edycję można kupić wyłącznie w oficjalnym sklepie: Iffy's Online Store EU
Wersja bez gry to koszt ok, 150 zł. + 50 zł. wysyłka kurierem, a z grą... nie wiem, bo padła strona sklepu (znowu)...


[Recenzja gry otome] 7's☾arlet ~Wzgórza Okunezato mają oczy~


Nadrabiania zaległości ciąg dalszy! Dzisiaj ponownie biorę na warsztat grę z serii Lato tajemnic, wydaną w tym roku przez Aksys Games. Chociaż klimat produkcji bardziej pasuje na halloweenową recenzję niż słoneczne jesienne dni, 31 października na blogu zadebiutuje coś jeszcze straszniejszego. Stay tuned!

7'scarlet to druga z trzech gier otome wydana w tym roku pod szyldem Lato tajemnic. Produkcja w przeciwieństwie do Black Butterfly oraz Ashen Hawk (którą dopiero zamierzam rozpocząć) stworzyło nie jedno studio, a dwa: Otomate oraz Toybox. Wynikiem tej kolaboracji jest gra w starym, dobrym stylu, ale z wyjątkowo piękną i magiczną oprawą graficzną oraz dźwiękową. No i tu właśnie pojawia się problem...

"Powiedzieć "żegnaj" to po trochu umrzeć."
Główna bohaterka, Ichiko, w rocznicę zniknięcia starszego brata przyjeżdża do Okunezato, małego, odludnego miasteczka, w którym ostatnio widziany był zaginiony. Dziewczyna wraz ze swoim przyjacielem, Hino, docierają do jedynego hotelu w okolicy i biorą udział w spotkaniu fanów zjawisk paranormalnych i miejscowych legend. Wkrótce w mieście dochodzi do serii tajemniczych zniknięć i morderstw.

Choć protagonistką gry jest nastolatka, Ichiko, niekwestionowanym głównym bohaterem jest samo miasteczko, Okunezato. To wokół niego i w nim rozgrywa się opowieść, a zagadkę jego powstania oraz lokalnych legend przyjdzie nam poznać za sprawą odwiedzającej go Ichiko. Podobnie jak inne niesławne miasteczko Silent Hill, miejsce to ma własną historię, charakter, a nawet zalążek świadomości oraz znacząco wpływa na swoich mieszkańców.

Okunezato, będąc odseparowane od reszty kraju górami i lasami wykształciło swoje wyjątkowe wierzenia, które, pomimo postępu technologicznego, nadal są pielęgnowane przez miejscowych. Ich szerokie spektrum sięga od przyjacielskiej maskotki pandy, która, wędrując po mieście, daje sobie robić fotki, przez zagadkowe ogniki, aż po nieumarłych, wstających z grobu i polujących na ludzi. Od pierwszych chwil spędzonych w mieście czuć, iż Okunezato jest miejscem magicznym, aczkolwiek, jak Ichiko szybko się przekonuje, skrzętnie ukrywa swoje najskrytsze sekrety. Poznanie ich wszystkich będzie dla dziewczyny nie lada orzechem do zgryzienia - z jednej strony, samo miasteczko nie chce ujawnić swoich tajemnic, z drugiej, pewni mieszkańcy rzucają kłody pod nogi bohaterce. Co jednak najciekawsze, nie tylko Okunezato skrywa zagadki, bo jak się okazuje zarówno miejscowi, jak i turyści mają sporo za uszami. Czy w takim razie protagonistka, która ma dziwne dziury w pamięci, może być wyjątkiem?

Recenzowana przeze mnie produkcja wywiązuje się ze swoich założeń perfekcyjnie, przedstawiając piękną historię, naszpikowaną japońskimi wierzeniami oraz nie jedną, a kilkoma zagadkami do rozwiązania. Ich ilość i stopień "wtajemniczenia" rosną w miarę zbliżania się do ostatecznej tajemnicy - zniknięcia brata bohaterki oraz serii niewyjaśnionych morderstw. Po drodze wraz z Ichiko przyjdzie nam poznać sekrety z pozoru trywialnych, nic nie znaczących spraw, które jednak znajdą swój wydźwięk w dalszych partiach gry, np. powód, dla którego bohaterka nie lubi truskawek lub etymologia tytułu produkcji. Pod tym względem 7'scarlet przypomina puzzle, których porozrzucane w nieładzie elementy przyjdzie nam poskładać samemu.

Pomimo horrorowego zabarwienia, tytuł nie odbiega daleko od tradycyjnej stylistyki gier otome ze stajni Otomate. Początek historii jest lekki, czasem komediowy i przez większość czasu przyjdzie nam poznawać okolicę oraz jej mieszkańców. Od czasu do czasu jesteśmy atakowani straszakami, niczym zapowiedź nadchodzącego horroru, ale prawdziwe napięcie i groza pojawiają się dopiero w dalszych partiach gry, gdy Ichiko zacznie na poważnie wściubiać nos, tam gdzie nie powinna. Spośród polowania na upiora, włóczenia się po lesie i porwania, moją ulubioną sceną była sekwencja, w której, przeprowadzając wywiad z innymi rezydentami hotelu, musieliśmy ustalić sprawcę incydentu. Oczywiście, nie jest to żadne odkrycie, biorąc pod uwagę całą branżę grową, jednak zabawę w detektywa odebrałam jako powiew świeżości w gatunku (lepszą zagadkę na temat czyjejś tożsamości oferowała tylko siostrzana produkcja, Collar x Malice).


Przez sporą część historii ton gry jest pogodny - mimo, iż Okunezato jest miejscem zaginięcia jej brata, Ichiko zachowuje się jakby była na wakacjach. Podobnie jednak do sinusoidy lekki klimat gry jest ciągle zaburzany przez straszaki, zagadki i podejrzane informacje wychodzące na jaw.  Nie to jednak jest prawdziwym problemem 7'scarlet, ponieważ sceny przygody poprzeplatane grozą łączą się tu fenomenalnie. Pierwszym mankamentem tytułu są błędy w rozpoznaniu tonu. Zdarzają się sytuacje, gdy dzieje się coś niedobrego i bohaterowie są w stresie, a klimat jest nadal sielankowy. Aby długo nie szukać, oto przykład: na pewnym etapie fabuły jedna z postaci (Yuki) znika bez śladu. Kiedy Ichiko wyrusza na jej poszukiwania, wpada na znajomych i przekazuje im złe wieści. W trakcie rozmowy o tym, gdzie zaginionego/-ą szukać w tle przygrywa skoczna muzyczka, a postacie żartują sobie i w żaden sposób nie okazują troski. Chyba nie tak to miało wyglądać?

Kolejnym problemem są niedociągnięcia i dziury fabularne. 7'scarlet bazuje na bardzo skomplikowanej, wielowarstwowej fabule i ta, niestety, nie w każdym aspekcie została do końca przemyślana. Ukończywszy wszystkie ścieżki, dotarło do mnie, iż pewne wydarzenia przedstawione na samym początku nie mają sensu lub się wykluczają, np. Tsukuyomi, będąc upiorem, powinien po śmierci przemienić się i rozpaść na płatki kwiatów, natomiast w ścieżce Isory jego nadpalone ciało zostaje odnalezione w całości. Dziury fabularne to natomiast: dlaczego Hino ma czerwone tęczówki (skoro takowe były kojarzone z upiorami) oraz czemu Tsukuyomi rani sam siebie w ścieżce chłopaka? Szukając odpowiedzi na te pytania na reddicie, natknęłam się na próby wyjaśnienia tych kwestii przez użytkowników, ale, szczerze mówiąc, nie wierzę, iż było to zaplanowane przez twórców. Według mnie, scenarzyści po prostu pogubili się w meandrach fabuły i nie sprawdzili należycie historii pod kątem nielogiczności.

Okunezato zamieszkuje garstka postaci, z którymi przyjdzie Ichiko się zaprzyjaźnić i rozwiązać zagadkę miasta. Naszymi najbliższymi kompanami będą Hino, przyjaciel protagonistki, pracownicy oraz rezydenci hotelu. Wszyscy bohaterowie, nawet ci drugoplanowi, swoją kreacją idealnie wpisują się w klimat produkcji i grają niezastąpione role. Choć samych chłopaków do romansowania jest tylko piątka, drugie tyle stanowią postacie poboczne. Wśród nich znajdziemy: Yuę (VA: Chiwa Saito), sympatyczną pokojówkę, Yukiego (Sanae Kobayashi), nadzwyczaj inteligentnego i ułożonego ucznia, pana Karasumę (Hiroki Yasumoto), zimnego i zamkniętego w sobie pisarza, fotografa Tsukuyomiego (Hiroki Takahashi)  oraz niezdarnego policjanta, Yasu (Daisuke Kishio). Wszyscy z listy, oprócz błazna Yasu (nie znoszę tego typu postaci) w mniejszym lub większym stopniu zaskarbiły sobie moją sympatię, po części ze względu na kreację, a po części przez skrywane sekrety. Osobą, która najbardziej mnie zaskoczyła był Kagura Tsukuyomi, natomiast Yuki okazał się do rany przyłóż. Chętnie zobaczyłabym więcej tak ciekawie zarysowanych postaci drugoplanowych w innych tytułach.





Główna bohaterka, Ichiko, nie ma czego się wstydzić przy pozostałych bohaterach. Choć jej charakter, co prawda, jest mocno "standardowy" dla tego gatunku gier, a jej uśmiech z jakiegoś powodu okropnie mnie irytował, to dziewczyna nadrabia braki odwagą, ciekawością i wytrwałością w szukania śladów brata. Głównym atutem protagonistki, dzięki któremu wszystko inne potrafię wybaczyć, jest jednak jej historia. Oczywiście, nie mam w planach niczego zdradzać; powiem tylko, iż jej zawiła przeszłość, spajająca wszystko w jedno, pozytywnie mnie zaskoczyła. Uwielbiam protagonistki, które są pełnoprawnymi postaciami, a nie tabula rasą, i tu taką właśnie dostałam.

Jak już wspominałam, bohaterów do romansowania mamy pięciu: naszego przyjaciela, Hino, hotelowego kucharza i barmana, Isorę, niezdarnego kociarza, Toę, będącego również na wakacjach studenta medycyny, Sousuke oraz surowego szefa hotelu, Yuzukiego. 7'scarlet jest produkcją jeszcze bardziej liniową niż Psychedelica of the Black Butterfly; kolejność rozgrywania ścieżek jest narzucona przez twórców i zaczynając grę po raz pierwszy, do dyspozycji mamy tylko dwóch panów: Hino i Isorę. Po przejściu obu historii odblokowuje się Toa, potem Sousuke, a na końcu Yuzuki. Dodatkowo, ukończywszy wszystkie pięć ścieżek otrzymujemy "prawdziwe" zakończenie oraz krótką opowieść dodatkową. Oto krótkie wrażenia z poszczególnych historii:


Hino | VA: Nobunaga Shimazaki

Najlepszy przyjaciel Ichiko i jej towarzysz podróży do Okunezato. Hino jest pogodny i wyluzowany, trochę nerwowy i zdecydowanie zbyt opiekuńczy. Mimo to, dzięki bogu, nie jest typem starszego brata.


Hino to Hino, tak po prostu. Nie ma w nim nic porywającego ani odpychającego; no, może poza wiecznym narzekaniem i wrzeszczeniem na wszystko i wszystkich. Spośród piątki bohaterów i historii, ścieżka Hino jest zdecydowanie najnudniejsza (co nie znaczy, że najgorsza, o tym za chwilę...). No i, osobiście, chłopak jest nie w moim typie - nie znoszę romansów z przyjacielem w roli głównej.
















Isora | VA: Tetsuya Kakihara

Isora jest barmanem na tym dancingu w hotelu i całkiem w porządku kolesiem... na pierwszy rzut oka. Chociaż szybko zjednuje sobie sympatię Ichiko oraz gracza, po pierwszym rendezvous z bohaterką widać, że chłopak ma nie po kolei w głowie.

Ścieżka Isory to prawdziwy horror. Nie taki z duchami czy hektolitrami krwi, a z okropnie napisaną postacią w roli głównej. Isora jest odrażający, nie z samego faktu bycia yandere, ale dlatego, że jest to postać bez pomyślunku i celu. W swojej "chorobie" bohater nie przemierza ani kawałka drogi, bo skoro ratuje i troszczy się o Ichiko (wykorzystując jej bezradność na swoją korzyść), nie może być przecież zły (co z tego, że w ataku złości jest całkowicie nieobliczalny). Po prostu tragedia. Nawet fetyszyści nie znajdą w tej historii przyjemności, gdyż ta jest zwyczajnie nijaka.
















Toa | VA: Shotaro Morikubo

Toa to taki Jar Jar Binks w świecie 7'scarlet - nieporadny, nieogarnięty przegryw "tańczący" z kotami i wchodzący do damskich toalet. Bohater jednak, jak na błazna przystało, skrywa w sobie ciekawą tajemnicę, która zmieni, albo i nie, naszą opinię o nim.

To już trzecia ścieżka i w końcu zaczyna robić się ciekawie. Toa, cóż, to ponownie nie mój typ - niektórym pewnie przypadnie do gustu słodki, wstydliwy, nieporadny fajtłapa, mnie jednak od początku totalnie nie kupił (jestem za stara na kreskówki). Okej, od pewnego momentu kreacja bohatera  się zmienia, a jego historia okazuje się być zaskakująca, ale nie tego oczekiwałam od tytułu jakim  7'scarlet. Na plus jednakże zaliczam jego ukrytą tożsamość oraz prawdziwe zaskoczenie. Mimo, iż fanką nadal nie jestem, finał historii bohatera jest spektakularny. Ale to było dobre!







Sousuke | VA: Chiharu Sawashiro

Sousuke, podobnie jak Ichiko, przyjechał w przerwie od studiów medycznych na odpoczynek do Okunezato. Spokojny, racjonalny i poważny mężczyzna, mimo bycia tylko turystą, zdaje się dużo wiedzieć o mieście i jego legendach.


Oto historia i bohater na jakich czekałam! Po trzech nudnych lub wręcz okropnych ścieżkach wreszcie otrzymujemy konkret. Czwarta opowieść, w końcu, skupia się w całej okazałości na legendach oraz ich realnym zagrożeniu dla miejscowych. Najlepszą rekomendacją historii jest to, że będąc na miejscu Ichiko, nie raz przeżyłabym zawał. To również tutaj otrzymujemy cudowną scenę śledztwa z debatą na temat sprawcy włącznie. Co do samego bohatera, Sousuke jest po prostu kochany. To nie do końca typ zimnego gościa, bo szybko się okazuje, iż nie ma powodu być dla nikogo niemiły. Chłopak zwyczajnie twardo stąpa po ziemi, co, przy okazji, czyni go najbardziej kompetentnym członkiem drużyny.











Yuzuki | VA: Shinichiro Miki

Młody następca wpływowej rodziny w Okunezato oraz właściciel hotelu, w którym mieszka i pracuje Ichiko. Yuzuki jest surowy, wymagający i roztacza wokół siebie aurę władzy. Jeśli podążymy jego ścieżką, dowiemy się, iż nawet on ma własne słabości.

W tym miejscu muszę się powstrzymywać, aby nie pozwolić mojej wewnętrznej fangirl zawładnąć tym wpisem. Mówiąc krótko, ścieżka Yuzukiego jest fenomenalna i absolutnie mnie oczarowała. Ponieważ jest to ostatnia pełnoprawna historia w grze, wyjaśnione zostają tu (prawie) wszystkie wątki fantastyczne razem z tajemnicą miasta. Dodatkowo opowiedziana zostaje przeszłość oraz teraźniejszość Yuzukiego, który, podobnie jak Sousuke, jest wyjątkowo dobrze napisaną postacią. Towarzysząc mu w codziennych sprawach oraz przygodach, nie da się bohatera nie pokochać. Świetnie wypadają również zakończenia, jedno z nich (gdzie Yuzuki ginie i odradza się jako upiór) chwyta za serce jak żadne inne w całym gatunku. Podsumowując, to najlepsza historia w grze, a pozostałe, oprócz ścieżki Sousuke, mogą się schować.












Po ukończeniu wszystkich pięciu ścieżek odblokowane zostaje "prawdziwe zakończenie", związane z jednym z bohaterów. Nie spodziewałam się zobaczyć akurat tej osoby w roli "kanonicznego" chłopaka i, szczerze, wybór twórców trochę mnie zawiódł. Sam finał jest świetny i wyciska łzy nie gorzej niż Psychedelica of the Black Butterfly, szkoda tylko, iż od początku nie sympatyzowałam z bohaterem i jego los spłynął po mnie jak po kaczce. Drugi bonus, krótka opowieść jeszcze innej postaci, prezentowałaby się również ciekawie, gdyby Otomate nie przedobrzyło; romans z przyrodnim bratem, którego prawie w ogóle nie znamy jest strzałem w stopę. Może ładnie to wszystko wygląda i chce się nawet uronić łezkę, no ale nie, po prostu nie.

Jak widać, siłą 7'scarlet, a zarazem największą wadą są właśnie ścieżki. Niektórzy mogą się ze mną nie zgodzić, ja jednak uważam, iż trzy pierwsze historie (Hino, Isora i Toa) nie sięgają do pięt dwóm ostatnim (Sousuke i Yuzuki); to już nawet nie dysproporcja, a przepaść w jakości. Oczywiście do pewnego stopnia jest to usprawiedliwione, gdyż z założenia im dalej, tym miało być ciekawiej, mimo to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że pierwsza połowa gry to strata czasu. Nie jest to tragedia, jak w przypadku produkcji innych studiów (Dogenzaka, nigdy ci nie wybaczę), jednakże po Otomate spodziewałam się czegoś więcej. Dokładając do tego problemy, o których wspominałam wcześniej, nie jestem całkowicie przekonana do tytułu - z jednej strony go kocham, z drugiej najchętniej rzuciłabym go w kąt.

Wracając do tematu kolaboracji Otomate z Toybox przy produkcji 7'scarlet. Nie znalazłam informacji o tym, jak studia podzieliły między sobą pracę nad grą, pewne jest tylko to, że Toybox zajęło się oprawą graficzną i wizualną. I, OMG, jak 7'scarlet brzmi i wygląda! Te ilustracje, te tła, kolory, postacie i wszystko inne na ekranie wygląda przepięknie, wyjątkowo, magicznie! Mimo, iż warstwa fabularna trochę napsuła mi krwi, wizualnie to najpiękniejsza gra otome, w jaką grałam, a konkurentów miała wielu (Period: Cube, Reine des Fleurs).

Muzyka to również cudo, szczególnie openingi (tak, są dwa). Sama nie wiem, który jest cudowniejszy (chyba jednak pierwszy): Opening #1 & Opening #2. Szkoda, że filmiki nie przygrywają podczas uruchomienia gry, jak to ma zazwyczaj miejsce. Zamiast tego odblokowuje się je jak CG. Drobna wskazówka na koniec: aby zdobyć drugi opening należy ukończyć wszystkie ścieżki i dodatki, a następnie rozpocząć nową grę.

Czy polecam przygodę z 7'scarlet? To jedno z tych pytań, na które nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Tytuł wywołał we mnie mieszane uczucia: z jednej strony fabuła, sceneria, tajemnica, niektórzy bohaterowie oraz wykonanie stoją na najwyższym poziomie, z drugiej, aby dobrać się do co smakowitszych kąsków należy przejść nudniejszą połowę gry. Proszę jednakże pamiętać, że to tylko moja subiektywna opinia - to, że trzech z pięciu bohaterów było dla mnie męczących, nie oznacza, iż komuś innemu nie wpasują się w gusta. Mimo wszystko, jeśli po przeczytaniu tej (jak zawsze) długiej recenzji jesteście tytułem zainteresowani, bierzcie śmiało, nawet bez wyprzedaży (produkcja fizycznych nośników do Vity dobiegła końca, także pudełka prędzej czy później znikną ze sklepów).


~Galeria~

***


Znalezione obrazy dla zapytania 7 scarlet ps vitaSzczegóły wydania:
Deweloper: Otomate
Wydawca: Idea Factory (JAP) | Aksys Games (ENG)
Data wydania: 21.07.2016  (JAP) | 25.05.2018 (ENG)
Gatunek: otome / visual novel
Platforma: PSV
Łączna liczba ścieżek: 5
Voice acting: tak
Animacje postaci: tak

Edycja pudełkowa: sklepy internetowe
Edycja cyfrowa: PSN

Recenzja | Psychedelica of the Black Butterfly


Lato tajemnic zaczęło się dla mnie później niż dla pozostałych, ale za to trafiłam na pogodę idealnie oddającą klimat gry. Szare lipcowe poranki, białe, wietrzne popołudnia i deszczowe wieczory to idealny czas, aby poznać historię jednego z najnowszych tytułów od Aksys Games, Psychedelica of the Black Butterfly. Warto było czekać te dwa miesiące.



Lato tajemnic to trzy świeżo wydane gry otome od Aksys Games, powiązane motywem przewodnim, czyli tytułową zagadką. Pierwszą produkcją otwierającą nieoficjalną trylogię jest Psychedelica of the Black Butterfly, wydana w kwietniu tego roku. O grze krótko wspominałam w przeglądzie lokalizacji na rok 2018, podkreślając, iż liczę na ciężki, ponury klimat i masę zwrotów fabularnych. Czy tytuł sprostał moim oczekiwaniom? Zapraszam do dalszej lektury.

Główna bohaterka budzi się w tajemniczej rezydencji, nie pamiętając, kim jest ani skąd się tu wzięła. Nie jest jednak sama; podczas eksploracji spotyka chłopaka będącego w podobnym położeniu co ona. Oboje zostają zaatakowani przez upiorną bestię, lecz od niechybnej śmierci ratuje ich zamaskowana postać. Para wkrótce poznaje kolejnych ocalałych i razem znajdują schronienie. W niedługim czasie z grupą kontaktuje się posłaniec, dziewczynka w masce królika, która przekazuje im krótką wiadomość od pana rezydencji: odnajdźcie wszystkie fragmenty kalejdoskopu. Bohaterowie, nie mając nic lepszego do roboty, wyruszają tropem tajemnicy domu, jak i swojej utraconej tożsamości.

Otworzywszy paczkę z grą, moją pierwszą reakcją był zachwyt nad przepiękną, kolorową okładką z tajemniczą parą bohaterów. Uśmiech jednak ustąpił miejsca rozczarowaniu w momencie bliższego zbadania pudełka. Otóż z dolnego prawego rogu na świat wygląda niepokojący biały kwadracik z napisem "T". Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że gra dla nastolatków może zaskoczyć dorosłą, poważną fabułą, dlatego tytuł powędrował na półkę z przeświadczeniem, iż "kiedyś  na pewno zagram". Minęły dwa miesiące, ukończyłam studia magisterskie i w ramach zasłużonego odpoczynku w końcu sięgnęłam po Psychedelikę. Pierwsze chwile w grze były bardzo wciągające, ale szybko dopadł mnie kryzys cierpliwości. Ogólnie czas spędzony w produkcji uważam za udany, jednakże tytuł ma kilka elementów, które zwyczajnie się nie sprawdziły.













Historia skupia się na szóstce nastolatków, którzy, pozbawieni wspomnień, budzą się w tajemniczej rezydencji. Chcąc opuścić swoje więzienie i odzyskać pamięć, bohaterowie przystają na niejasną propozycję pana domu: z każdym odnalezionym przez nich odłamkiem kalejdoskopu, przywrócony zostanie im fragment wspomnień, a po odnalezieniu ich wszystkich goście wrócą tam, skąd przybyli. Zadaniem gracza nie jest jednak zbieranie poszczególnych kawałków kalejdoskopu, a przeprowadzenie protagonistki, Beniyuri, przez meandry fabuły i rozwiązanie zagadki czyhającej na samym końcu. Tajemnica to zdecydowanie najmocniejszy element gry; powód, dla którego bohaterowie znaleźli się w tej, a nie innej sytuacji jest pomysłowy; może nie odkrywczy, ale na pewno niespodziewany. Karty odkrywane są powoli, budując stopniowo napięcie. W trakcie poszukiwań poszlak możemy mieć przebłyski, co lub kto stoi za utratą wspomnień, ale bez drobnych spoilerów raczej nie uda nam się rozwiązać zagadki przed bohaterami.

Ciekawi również konstrukcja świata, intencjonalnie, bądź przypadkowo (tego nigdy się nie dowiemy) nawiązująca do innej gry Otomate, Bad Apple Wars (aczkolwiek obie produkcje nie są ze sobą powiązane). W przeciwieństwie jednak do BAW, dziejącego się w szkole, rezydencja nie jest miejscem przyjaznym; po korytarzach snują się krwiożercze potwory oraz apatyczne zamaskowane postacie, a każdy kąt, nawet bezpiecznej ostoi, wypełniają tajemnicze czarne lub białe motyle. Sam budynek, choć zamknięty na cztery spusty, jest rozległy i przyjdzie nam przemierzać długie korytarze, wyposażone w pułapki gabinety oraz urokliwy ogród. Naszym "HUBem" jest swoisty saferoom, bezpieczna cześć rezydencji, do której z jakiegoś powodu nie zaglądają potwory. Małe mieszkanko zawiera wszystko, czego bohaterowie potrzebują do przetrwania, w tym osobne pokoje dla każdego ocalałego. Co ciekawe, sypialnie podpisane są nieznanymi imionami. Bohaterowie, pozbawieni swoich tożsamości, z braku lepszego pomysłu tymczasowo zaczynają się nimi tytułować.



Jak już wspominałam, Psychedelica of the Black Butterfly przedstawia poważniejszą historię, tę jednak doświadczymy najwcześniej na półmetku. Do tego czasu przyjdzie nam obserwować bohaterów, próbujących przeżyć w niegościnnym środowisku. Po odnalezieniu schronienia zagrożenie znika na dłużej, aby pozwolić drużynie bliżej się poznać. Ten element wypadłby bardzo dobrze, gdyby nie pośpiech; dialogów między postaciami jest naprawdę mało, ich relacje rozwijają się powoli, a wątki romantyczne praktycznie nie istnieją. Natomiast przemyślenia i tematy rozmów są zmyślne i interesujące. Naturalnie  wypadają również spięcia, niesnaski i wzajemne podnoszenie się na duchu. Gdzieś w połowie historii wydarzenia przyspieszają i zaczyna się robić klaustrofobicznie. Uzyskawszy nowe informacje, bohaterowie coraz bardziej pragną wydostać się z posiadłości. W tym momencie jednak na jaw wychodzi tajemnica, a nam, graczom, zaczynają opadać szczęki. Druga połowa historii oraz finał to mały majstersztyk; mistrzostwo narracji i niespodziewanych faktów. Zalecam przygotować sobie zawczasu paczkę chusteczek; niektórym może grozić powódź łez!

Naszą główną bohaterką jest Beniyuri, nastolatka z amnezją, która swoje tymczasowe imię pożycza od jednego z byłych mieszkańców schronienia. Dziewczyna nie jest postacią irytującą; jest rozgadana, charyzmatyczna, trochę nierozsądna i naiwna, ale za to skłonna do odważnych, wręcz bohaterskich czynów. Dodatkowo voice acting (tak, nasza protagonistka ma głos!) nadaje dynamizmu dialogom, co już samo w sobie sprawia, że kwestii bohaterki zwyczajnie chce się słuchać. Beniyuri trochę traci charakter, gdy daje się poznać w prawdziwym świecie, jednakże nadal intryguje ze względu na swoją motywację.


Towarzyszami Beniyuri jest piątka jej rówieśników spotkanych przypadkowo w rezydencji i, podobnie jak ona, pozbawionych wspomnień. Ponieważ gra jest w dużym stopniu liniowa, tj. nowe ścieżki odblokowywane są sukcesywnie, twórcy z góry narzucają pewną kolejność. Za pierwszym razem naszym wybrankiem zawsze będzie Kagiha, po nim natomiast, chcąc nie chcąc, musimy pozdobywać nieromantyczne zakończenia, aby rozegrać pozostałe ścieżki. Niestety, gra w żaden sposób nie podpowiada jak odblokować inne historie. Pierwszą myślą jest spędzanie każdej możliwej chwili z danym chłopakiem (i to się zgadza) oraz wybieranie odpowiednich opcji dialogowych (to również). Jednakże ważne są też decyzje mniej oczywiste i mające nikły wpływ na fabułę lub zawsze ten sam rezultat. Jakby tego było jeszcze mało, musimy odblokować i przeczytać krótkie historyjki z danym bohaterem, ale o tym później. Ja, grając bez poradnika, w pewnym momencie na amen się zacięłam: ukończywszy historię Monshiro oraz Karasuby, nijak nie mogłam odblokować ścieżki Yamato. Przechodziłam grę trzy razy, wybierając co rusz inne opcje i kiedy już wydawało mi się, że w końcu się udało, wyskakiwał mi finał Kagihy. Ostatecznie okazało się, że jedna, z pozoru nic nie znacząca opcja rujnowała wszystkie moje starania. Do dziś nie wiem jaka jest domyślna kolejność rozgrywki, moja natomiast wyglądała tak:


Kagiha | VA: Kosuke Toriumi

Bohater jest najstarszym członkiem grupy i głosem rozsądku. To niemal typ starszego brata: jest uprzejmy, dojrzały i zawsze  gotowy pomagać innym. Załagadza spory, podtrzymuje drużynę na duchu oraz zaraża optymizmem. Bohaterka jest dla niego kimś wyjątkowym i troszczy się o nią bardziej niż o pozostałych. Kagiha jest naszą pierwszą opcją, ale i naturalnym wyborem.

Kagiha jest postacią wzbudzającą największą sympatię i zaufanie ze względu za swój łagodny charakter i nieznikający uśmiech. Niestety, na przestrzeni historii rozwija się najmniej ze wszystkich. O ile w finale jego kreacja może zaskoczyć, tak nawet on sam wydaje się być pogubiony w swoim wątku. Końcowe zachowanie bohatera jest kuriozalne i nie ma za wiele sensu, natomiast okropny "coming out" rekompensuje tożsamość naszego gościa. Cieszę się, że Otomate zdecydowało się na tak odważny ruch, ale całość mogła wypaść o wiele lepiej.
















Monshiro | VA: Yoshitsugu Matsuoka

Tak ma na imię zamaskowany mężczyzna, który ratuje Beniyuri i Hikage na początku historii. W przeciwieństwie do pozostałych Monshiro jest weteranem; spędziwszy dni, miesiące lub lata w rezydencji, chłopak wie jak przetrwać w niegościnnym środowisku. Samotność jednak uczyniła z niego ekscentryka: bohater wysławia się pojedynczymi zdaniami i łasi się do bohaterki, gdy ta okazuje mu odrobinę ciepła. Podobnie jak inni apatyczni rezydenci, Monshiro nosi maskę, która całkowicie zakrywa mu twarz.

Historia Monshiro jest moją ulubioną, aczkolwiek sam chłopak nie jest moim faworytem. Z jednej strony jego zachowanie po czasie robi się nużące i przewidywalne, z drugiej jego tożsamość pozostaje bardzo długo sekretem i w idealnym momencie zostaje ujawniona. Podoba mi się również jego bliskość z bohaterką, a zarazem alienacja ze strony grupy. O ile zazwyczaj nie lubię stereotypowego przestawienia płci, tak tutaj to ma sens i czemuś służy - Monshiro, jako outsider, staje się częścią drużyny tylko dzięki kobiecej wrażliwości Beniyuri, co z kolei ma wielki wpływ na dalsze poczynania bohaterów. Kreacja i przeszłość Monshiro również mnie kupiły. Plot twist związany z tożsamością jak i zakończenie chłopaka są fantastyczne i chyba nie mogły już być lepiej zrealizowane. Gorzej wypada wątek romantyczny, który w ogóle mnie nie przekonuje - widząc parę razem, nie mogę się oprzeć  wrażeniu, że to w zasadzie dzieci, które tylko udają nastolatków. I tak, wiem, Monshiro jest w tym wypadku usprawiedliwiony, ale mimo wszystko ich związek mi się nie klei.
















Karasuba | VA: Tetsuya Kakihara

Karasuba jest pogodnym, szczerym chłopakiem, któremu usta nigdy się nie zamykają. Lubi rozbawiać i podburzać innych; jego nemezis i  ulubionym obiektem krytyki jest Yamato, z którym żyje jak pies z kotem. Bezwstydnie podrywa Beniuri, jednak jego starania o dziewczynę nie wydają się być poważne.

Bohater to zupełnie nie mój typ, więc planowałam zostawić go na koniec. Przez zawirowanie ze ścieżkami wyszło jednak inaczej. Tak jak przewidywałam, ani Karasuba, ani  jego historia nie wywarły na mnie większego wrażenia. Jego motywacja do uganiania się za Beniyuri była w miarę zrozumiała, ale narzucanie się biednej dziewczynie już nie. Ogólnie całość spłynęła po mnie jak po kaczce i niewiele z historii zostało w mojej pamięci.














Yamato | VA: Hosoya Yoshimasa

Podczas gdy pozostali bohaterowie nie pamiętają nic sprzed przybycia do rezydencji, Yamato podświadomie czuje, że tu nie należy i musi wracać. Bohater dąży do jak najszybszego rozwiązania zagadki, co odbija się na jego charakterze: jest oschły, szorstki, niedostępny i łatwo popada w gniew.

Yamato jest najciekawszą postacią w grze, przynajmniej w pierwszej połowie historii. Zimny i rozdrażniony, chłopak robi niemały zamęt w drużynie, cały czas drąc koty z Karasubą. Jego przynależność do grupy wisi na włosku i czuć, że bohater w każdej chwili może się wyłamać i podążyć własną drogą. Na sutek pewnych wydarzeń Yamato znika, by następnie powrócić nieco odmienionym. Niestety, po kapitalnym początku okazuje się, iż zmiana bohatera nie ma absolutnie znaczenia ani dla niego samego, ani dla fabuły. Śledząc historię chłopaka, miałam wrażenie, że twórcy nie mają na tę postać pomysłu. Zakończenie udanie spina jego losy, ale środek w zasadzie pozostaje pusty. Wielka szkoda, szczególnie iż czuć chemię między Yamato i bohaterką, także na jej podstawie można było zbudować naprawdę fajny wątek romantyczny.















Hikage | VA: Kaito Ishikawa

Ostatnim bohaterem jest Hikage, pierwsza spotkana przez protagonistkę osoba. Chłopak zdaje się być pyszałkowaty, wręcz arogancki, ale dzięki pewności siebie i stanowczości ma zadatki na dobrego przywódcę. Mimo otwartej niechęci i nieufności względem Beniyuri, zawsze spieszy jej z pomocą.

Mam olbrzymi problem z Hikage. Po pierwsze, jego mizoginistyczne wypowiedzi. Już samo to sprawiło, że odechciało mi się poznawać go bliżej. Stereotypowe traktowanie kobiet, nie tylko Beniyuri, ale całej płci, nie służy niczemu, nie ma przyczyny ani skutku. Jak Otomate już tak bardzo chciało mieć w swojej grze mizoginistycznego dupka, mogli zadbać o to, aby pogląd chłopaka ewoluował z czasem, np. po poznaniu bliżej Beniyuri bohater stwierdza, że "jednak dziewczyny nie są takie głupie". Ale nic w tej kwestii nie rusza nawet na chwilę. Co gorsze, twórcy chyba nie zauważyli, że Hikage w zasadzie ma dobry powód, aby nie cierpieć kobiet (jego macocha znęcała się nad nim), bo zwyczajnie nie połączyli jednego z drugim. Zamiast powiedzieć wprost, że chłopak nienawidzi, ewentualnie boi się, kobiet, stwierdzili, iż dobrym pomysłem będzie, stworzyć go tylko do nich uprzedzonym. Dlaczego ja, osoba, która przeszła jego wątek jednokrotnie, zauważam takie zależności, a twórcy, pracujący nad tytułem latami, nie?
Po drugie, kreacja Hikage woła o pomstę do nieba. Zachowanie chłopaka po wielkim plot twiście to żałosna kreskówka, parodia, karykatura szalonego złoczyńcy, w którą aż wierzyć się nie chce. Nawet motywacja bohatera ani zwieńczenie jego losu nie osładzają mojego niesmaku. Sam zabieg jet ciekawy i odważny, no i całuję Otomate po stopach, że zrobili nam psikusa i Hikage nie okazuje się być "głównym facetem", co nie zmienia jednak faktu, iż z wątku chłopaka wyszła jedna wielka kicha.
















Podsumowując, bohaterowie w porównaniu z innymi tytułami Otomate wypadają blado (jedyni godni uwagi to Monshiro i Yamato). Nie zapadają w pamięć również postacie poboczne, bo ich... zwyczajnie nie ma. Poza Usagi, wysłanniczką pana rezydencji, nie poznamy bliżej w zasadzie nikogo. Sama dziewczyna, nawet będąc ciekawą osobą z intrygującym historią, nie nadrabia niestety, braku w kadrze. Nie rozumiem dlaczego deweloperzy nie pociągnęli wątku rodziny głównej bohaterki, bo ten tylko mógłby ubogacić przeszłość Beniyuri.

Na plus natomiast wypadają kapitalne zakończenia. Na każdego bohatera przypadają dwa różne finały: jeden dobry i jeden zły. Podobnie jak w Period: Cube zakończenia są oryginalne, niebanalne i po prostu "wow". Dodatkowo, w grze znajduje się kilka nieromantycznych endingów, skupiających się głównie na protagonistce. Te, moim zdaniem wypadają najlepiej, gdyż sama przeszłość i otoczenie Beniyuri prezentują się arcyciekawie. Wśród wszystkich finałów wyróżnia się jeden słodko-gorzki, będący kanonicznym zwieńczeniem historii - true end jest cudowny, wzruszający i doskonale podsumowuje całą odbytą przygodę.

Co jak co, ale Psychedelica of the Black Butterfly ma pełne prawo do tytułowania się grą "inną niż wszystkie pozostałe". Chociaż już przy tworzeniu Period: Cube, Otomate zaczęło romansować z nowymi rozwiązaniami gameplayowymi, tak dopiero w Black Butterfly otrzymaliśmy świeży dla tego studia model rozgrywki. Zamiast liniowej historii otrzymujemy flowchart, swoiste drzewko z podziałem na rozdziały i sceny wraz z odgałęzieniami, które reprezentują nasze wybory. Grając po raz pierwszy, flowchart jest praktycznie bezużyteczny, lecz powracając do gry, można, bez rozpoczynania nowej rozgrywki lub wczytywania, jednym przyciskiem wskoczyć w dany moment historii.















Podobny twór pojawił się już w Period: Cube, tutaj jednakże flowchart ma drugą funkcję: rozgrywanie mini-scenek z udziałem bohaterów. Po każdym ukończonym rozdziale, gra narzuca nam przeczytanie kilku dodatkowych historii przedstawiających wybiórcze fragmenty wspomnień Beniyuri i chłopaków lub ich interakcje ze sobą. Brzmi ciekawie? Cóż, wcale tak nie jest... Pierwszym, największym problemem jest to, że scenki nie są opcjonalne i koniecznie trzeba je rozegrać, aby wrócić do głównej opowieści. Wybija to okropnie z rytmu, szczególnie, gdy rozdział kończy się cliff hangerem, a ty musisz czytać o tym, jak bohaterowie robią porządki... Po drugie, jakość samych historyjek jest różna. O ile fragmenty wspomnień wnoszą dużo do fabuły, a rozmowy protagonistki z poszczególnymi chłopakami wypełniają braki w ścieżkach, tak jest kilka scenek (i te zazwyczaj są najdłuższe), które nie reprezentują sobą nic (no, chyba, że ktoś jest fanem kolejnych kłótni Yamato i Karasuby lub wątpliwej jakości żartów). Po trzecie, historyjek jest naprawdę dużo, a wszystkie trzeba wpierw odblokować (o mini-gierce później). Po czwarte, system ten wprowadza niepotrzebny chaos. Aby odblokować kolejne ścieżki chłopaków, musimy nie tylko wybierać odpowiednie opcje dialogowe w głównej opowieści, ale i przeczytać dodatkowe sceny z nimi w rolach głównych. Twórcy jednakże nie pomyśleli, iż należałoby je posegregować, aby lista była przejrzysta. Nie, zamiast tego są porozrzucane po flowcharcie bez ładu i składu. Co gorsze, jeśli przegapisz chociaż jedną z nich, ścieżka chłopaka nie zaskoczy. Po piąte, ilość scenek potrzebnych do przeczytania z każdym rozdziałem się zwiększa. O ile na początku cztery jeszcze da się przeboleć, tak potem, sześć, dziewięć i więcej to zwyczajna mordęga. Podsumowując, flowchart sam w sobie nie jest złym wynalazkiem, ale wymóg rozgrywania dodatkowych scen między rozdziałami jest czystym sadyzmem.

Ostatnią cechą charakterystyczną Psychedelica of the Black Butterfly jest mini-gra Butterfly Hunt. Co jakiś czas naszej bohaterce przyjdzie zapolować na tajemnicze czarne motyle, które pilnują fragmentów kalejdoskopu. Naszym zadaniem jest zestrzelenie jak największej ilości celów, co przekłada się na punkty, które z kolei służą do odblokowywania dodatkowych historii. Gierka jest łatwa i całkiem przyjemna; nie wymaga od nas specjalnej zręczności, gdyż możemy zaznaczyć kilka celów i zestrzelić je wszystkie na raz. Podczas strzelania do motyli będzie nam towarzyszyć jeden z czwórki chłopaków, komentując nasze postępy. Niestety, bohaterowie ględzą jak katarynka, co bardziej frustruje niż pomaga. Kwestie wypowiadane przez nich nie są również tłumaczone.




Oprawa graficzna gry zachwyca kontrastem i nasyceniem kolorów. Niczym w kalejdoskopie znajdziemy tu całą paletę barw, której poszczególne kolory, jak w Amnesia; Memories, reprezentują bohaterowie. Piękne są również designy postaci; Beniyuri to chyba najoryginalniej wyglądająca protagonistka od Otomate (uwielbiam jej strój i włosy <3), a Monshiro intryguje, zachwyca i przeraża w jednym. Tła też są niczego sobie, aczkolwiek jest ich stosunkowo mało i większość to raczej wnętrza. Dźwięki i muzyka nieszczególnie wywarła na mnie wrażenie, za to głosy postaci, jak zawsze, są fenomenalne.


Kończąc tę już i tak długą recenzję, chciałabym jeszcze wspomnieć, iż produkcja ma całkiem sporo baboli. W tym wypadku nie są to błędy ortograficzne, a jakieś dziwne konstrukcje, które w korekcie najwyraźniej przeoczono. Jeden z bardziej hardcorowych przypadków (grafika została rozpikselowana, aby uniknąć spoilerów) poniżej:



Podsumowując, Psychedelica of the Black Butterfly to gra otome raczej średniej jakości. Produkcja broni się niebanalną, słodko-gorzką historią i niegłupimi zwrotami fabularnymi, ale nie uświadczymy tu, niestety, na dłuższą metę ciekawych i barwnych postaci. Gdyby nie Beniyuri, jej odwaga i charyzma, pewnie tylko odwlekałabym ukończenie gry. Męczy również flowchart, który, dla mnie, w ogóle się nie sprawdził. Nie żałuję zakupu tytułu w dniu premiery, nie polecam jednak innym kupna po cenie detalicznej.


***



Podobny obrazSzczegóły wydania:
Deweloper: Otomate
Wydawca: Idea Factory (JAP) | Aksys Games (ENG)
Data wydania: 29.01.2015  (JAP) | 27.04.2018 (ENG)
Gatunek: otome / visual novel
Platforma: PSV
Łączna liczba ścieżek: 5
Voice acting: tak
Animacje postaci: tak

Edycja pudełkowa: sklepy internetowe
Edycja cyfrowa: PSN