Lost Alice to gra o Alicji, która Alicją wcale nie jest. Wbrew tytułowi, bohaterką jest Zosia, Marysia, Hania i Józia - wszystko to ponieważ Alicja jest tylko symbolem, rolą, w którą niechętnie wciela się, i z którą nijako walczy wykreowana przez nas postać. Rozbieżności z oryginałem jest o wiele więcej, dlatego jeśli myślicie, że to na pewno "kolejna wtórna reinterpretacja Alicji i mogliby w końcu coś swojego wymyślić" (też tak myślałam na początku), polecam zapoznać się z niniejszym tekstem.
Bohaterka budzi się w tajemniczym pomieszczeniu z ogromnym lustrem, nie pamiętając kim jest ani jak tu trafiła. Spotkawszy po drodze w nieznane trzech, niepokojąco zainteresowanych jej osobą, mężczyzn, dowiaduje się, iż trafiła do Krainy Czarów - miejsca będącym nie tyle światem alternatywnym, co opowieścią wykreowaną przez jej autora. Każdemu z mieszkańców przypada jakaś rola, która jest zarówno ich sensem istnienia jak i jarzmem, a nasza protagonistka zostaje Alicją, postacią centralną opowieści, której przyszłe przygody mają napędzać wykreowany przez autora świat. Ten koncept jednakże nie spotyka się z uznaniem naszej bohaterki i postanawia ona w trybie ekspresowym opuścić Krainę Czarów. To jednak nie będzie łatwe; zarówno mieszkańcy jak i autor od dawna czekali na przybycie Alicji i nie zamierzają jej teraz stracić.
Lost Alice to darmowa (mikrotransakcje) autorska gra studia NTT Solmare, które przoduje na rynku mobilnych otome. W swojej ofercie zgromadzili już dziesiątki tytułów, których większość może się chlubić wysoką jakością wykonania oraz sprawiedliwymi zasadami gry. Niestety, jak to z grami na sprzęt mobilny bywa,
Lost Alice i siostrzane produkcje wymagają od nas pewnych nakładów finansowych oraz czasowych, aby czerpać maksimum zabawy z rozgrywki. To nie
Mystic Messenger, w którym płacimy klepsydrami tylko za nasze błędy (omijanie chatroomów) lub nową zawartość - tutaj wirtualną walutą będziemy szastać co chwilę i to za samo czytanie historii. Wszystko to, ponieważ
Lost Alice (jak i prawie wszystkie gry od studia) posiadają tzw. system biletowy, o którym rozpisywałam się już przy okazji recenzji
Lust in Terror Manor; do tematu jednak wrócę później, gdyż jest parę zmian, o których warto wspomnieć. Jednym ten system przypadnie do gustu, innym nie (sama za nim nie przepadam), niewątpliwie jednak tytuł warto sprawdzić, choćby ze względu na główną bohaterkę i świat wykreowany.
Kraina Czarów jest magicznym miejscem, nie mniej dziwnym od tego książkowego. Znajdziemy tutaj Szalonego Kapelusznika wraz z herbacianymi imprezkami, Królową Serc i jej karcianą gwardię, Kota z Cheshire o wyjątkowo atrakcyjnej ludzkiej aparycji...? No tak, na potrzeby gry otome postacie męskie dotąd w formie zwierzęcej (Kot, Marcowy Królik) otrzymały ludzkie sylwetki (jedynie Biały Królik pozostał futrzakiem, ale kto wie ( ͡° ͜ʖ ͡°)). Pozostałych mężczyzn z oczywistych względów odmłodzono i upiększono, nadając im w większości ciekawe i wyraziste charaktery. Pojawiają się również zupełnie nowe persony, nieposiadające odpowiedników na papierze, ale zerżnięte inspirowane dziełem QuinRose: Joker, Strażnik Czasu, As oraz autorskie twory studia: Król Szachów i tajemniczy jegomość z lustra. Jak na małą grę mobilną postaci jest naprawdę sporo, do tego wciąż dochodzą nowe, ponieważ produkcja jest nadal rozwijana (widać dobrze się sprzedaje).
Najważniejszą postacią w tytule jest oczywiście Alicja. Ale nie jest to zwyczajna bohaterka, bo tak charyzmatycznej i zaradnej protagonistki to ze świecą szukać! Nasza dziewuszka jest odważna, inteligentna, nieufna, uparta i dumna, co wcale nie odbiera jej zarazem typowego dziewczyńskiego charakteru. W scenach romantycznych wypada naturalnie, a zdarza się również, iż sama podejmuje inicjatywę. NTT Solmare mogłoby mentorować co niektórym studiom (tak, wskazuję na ciebie, Dogenzaka Lab) w tworzeniu inspirujących bohaterek.
Bohaterów, z którymi przyjdzie nam przeżyć indywidualne przygody jest na tę chwilę siedem, przy czym zapowiedziane są kolejne dwie. Historie dzielą się na trzy trylogie, każda skoncentrowana na innym motywie i postaciach. Wydane jako pierwsze ścieżki Luka, Kyle'a i Jokera tworzą trylogię Baśniopisarza (The Episode of Spinner of Tales); Owen, Sidd i Chronus to trylogia Strażnika Czasu (The Episode of Timekeeper) ; natomiast trylogię Serca (nie ma jeszcze oficjalnej nazwy) niedawno zapoczątkował Ace (kolejne dwie postacie w przygotowaniu). Z racji, iż wszystkie trzy historie mocno się od siebie różnią, oczywistym będzie ich oddzielne recenzowanie. W tym poście zatem chciałabym się skupić na wydanej jako pierwszej, i jako pierwszej przeze mnie ukończonej, trylogii Baśniopisarza.
W tej historii głównym zadaniem Alicji jest odzyskanie straconych przez bohaterkę wspomnień. W poszukiwaniach pomoże nam jeden z dostępnych kawalerów: Luke (Szalony Kapelusznik), Kyle (Kot z Cheshire) lub Joker. Ścieżki wszystkich panów są niestety zwodniczo podobne i zdecydowanie bardziej koncentrują się na relacji pary, niżeli wątku głównym. Mamy sporo zwiedzania, sporo dyskutowania, ale czuć, że na dłuższą metę donikąd to nie zmierza i jedynie w przypadku Kyle'a jest to zabieg całkowicie uzasadniony. Na plus natomiast można zanotować niepewne intencje co niektórych bohaterów - wszakże rezydenci Krainy Czarów sporo ryzykują, pomagając naszej protagonistce. Podsumowując, pierwsza trylogia jest przegadana i nie do końca przemyślana, wady te jednak można jej wybaczyć, choćby tylko ze względu na to, iż wyszła jako pierwsza.
Wrażenia z poszczególnych ścieżek (kolejność rozgrywki):
Kyle, Kot z Cheshire
Zadaniem Kyle'a jako Kota z Cheshire jest wodzenie za nos Alicję, tak aby ta nigdy nie odzyskała swoich wspomnień ani nie odnalazła drogi do świata rzeczywistego. Ale jego "ofiarą" nie pada tylko Alicja; chłopak mami również gracza swoją uprzejmością i wątpliwą lojalnością, którą dość szybko bohaterce deklaruje. Kyle jest ekscentryczny i tajemniczy, a przyklejony do jego twarzy uśmiech wzbudza jedynie nieufność. Czy bohater, którego jarzmo jest najcięższe ze wszystkich może mieć dobre intencje?
Widać mam dobrego nosa do rysowanych facetów, gdyż to kolejny przypadek kiedy rozpoczynam grę ścieżką najlepszego bohatera. Kyle nie ma sobie równych wśród pierwszej trójki; jest to w zasadzie jedyna postać z zauważalną głębią i intrygującym, nieprzewidywalnym scenariuszem. Uwielbiam wielowymiarowych pseudo złoczyńców, do tego z tragiczną historią, dlatego Kyle jest moim zdecydowanym faworytem.
Joker
Joker już przy pierwszym spotkaniu wydaje się być typem spod ciemnej gwiazdy, co zresztą wkrótce zostaje potwierdzone przez innych mieszkańców Krainy Czarów. Jak się okazuje, chłopak jest przestępcą, do tego już raz ukaranym za pewną zbrodnię, stąd jego wyalienowanie i samotna tułaczka. Mimo, iż zdrowy rozsądek radzi szeroko omijać typa, zakazana wiedza posiadana przez niego może przydać się Alicji w ucieczce.
Powyższy opis może brzmieć zachęcająco, jednakże postać Jokera to tylko ładna wydmuszka. Początek zapowiada się bardzo ciekawie, sam chłopak wypada tajemniczo, ale szybko zauważamy, że Joker ani nie jest niebezpieczny, ani nie towarzyszy Alicji z czystej ciekawości (lub zaspokojeniu żądzy napawania się nieszczęściem innych). To po prostu typowy good guy, który czasami lubi się podroczyć i zgrywać twardziela. Dla mnie, zmarnowany potencjał.
Luke, Szalony Kapelusznik
Szalony Kapelusznik, inaczej chodzący katering, to trzecia spotkana przez Alicję postać, i jedyny kawaler, którego intencje od początku są dobre i szczere - chronić dziewczynę za wszelką cenę. Poza złotym sercem, stylem emo oraz upierdliwością w pozostałych ścieżkach chłopak nie charakteryzuje się zupełnie niczym i łatwo zapomnieć o jego egzystencji. Mi zdarzyło się tego uniknąć tylko dlatego, że ktoś musiał napisać ten tekst.
Przechodząc do meritum, Luke to (moim zdaniem) najgorsza postać w całej grze, wliczając wszystkich kawalerów. Gość jest tak nudny i nijaki, iż nie miałam siły czytać jego kwestii i od połowy opowieści śledziłam jedynie główne wydarzenia. Postać zrobiona kompletnie bez pomysłu, nie odznaczająca się niczym.
Postaci pobocznych jest w grze jak na lekarstwo ale te, które już istnieją nadrabiają braki designem i tajemniczą aurą. Najbardziej w oko rzucają się Królowa Serc z wiecznie zakrytą twarzą oraz Baśniopisarz, który w sercach mieszkańców wzbudza po równo strach i respekt. Reszta bohaterów pojawia się epizodycznie i nie gra większej roli w narracji, miło jednak widzieć, że Kraina Czarów nie jest światem pustym.
Każdy z kawalerów posiada po trzy zakończenia: szczęśliwe (
destined love), normalne (
promised future) i złe (
heartbroken). Finał historii jest determinowany za sprawą naszych wyborów, co ciekawe jednak, nawet wypełniając pasek sympatii po brzegi, nadal możemy wybrać inny
ending, niż ten najlepszy. Za każdorazowe przejście gry otrzymujemy pakiet wirtualnej waluty i przedmiotów (ilość i jakość w zależności od "trudności" zakończenia), co jest bardzo miłym gestem i wielką pomocą przy starcie kolejnej ścieżki.
Warto jednak pamiętać, iż ze względu na system biletowy (o którym więcej za chwilę) w żaden sposób nie możemy wczytywać gry ani powracać do wcześniej przeczytanych momentów (wyjątkiem są króciutkie, opcjonalne sceny romantyczne, za które musimy zapłacić).
* * *
Mechanika gry
Lost Alice działa na zasadach free to play, jednak darmowa rozgrywka oznacza sporo wyrzeczeń.
Co cztery godziny otrzymujemy jeden
story ticket, dzięki któremu możemy przeczytać kawałek historii. Każda ścieżka składa się z trzynastu rozdziałów (i zakończenia), te natomiast dzielą się na części, zazwyczaj od siedmiu do jedenastu. Jeden
ticket popycha fabułę do przodu o jedną "część", także zanim dobrniemy do finału mogą upłynąć tygodnie. Aby było jeszcze trudniej, maksymalna pula biletów wynosi pięć; gdy dobrniemy do tej liczby, nowe
tickety przestaną się produkować. W przeciwieństwie do gier od Abracadabry, "nadprogramowych" biletów można mieć nieograniczoną ilość, a dostajemy je w ramach nagrody lub kupując je za gotówkę.
Gra posiada trzy typy waluty:
lapis,
wonda oraz
power.
Lapisy można
zdobyć na trzy sposoby: kupując za kasę, wykonując codzienne misje
lub otrzymać w nagrodę. Służą one głównie do przebierania naszego
awatara w ciuchy
premium.
Wondę, podobnie jak powyżej, jest używane do
zakupu ubrań, te jednak ze względu na łatwość zdobywania waluty w
minigrze, są gorszej jakości.
Power przydaje się do odnowienia energii w minigrze.
Na pewnych etapach historii pojawią się checkpointy, których ukończenie
pozwoli nam brnąć dalej. Są dwa rodzaje "misji": attitude oraz sugar checkpoint. Pierwszy typ polega na zakupie odpowiedniej
kreacji i zaprezentowania się w niej bohaterowi
Ciuchy do wyboru są zawsze dwa: jeden dla burżujów - ładniejszy dla oka
i atrakcyjniejszy dla bohatera, ale do kupienia wyłącznie za lapisy
oraz wersja dla plebsu - brzydszy pod każdym względem, lecz dostępny za wondę (złoto). Na dłuższą metę wybór nie ma
absolutnie znaczenia, prócz tych kilku wypowiadanych przez danego
chłopaka linijek, jednak droższe stroje dają więcej punktów, a im więcej punktów, tym łatwiej nam rozgrywać minigry.
Sugar points są mocno powiązane z minigrami. Jeszcze na początku roku te były ciekawe i (nawet) angażujące, gdyż polegały na łapaniu przelatujących po ekranie słodyczy. Teraz jedyna dostępna minigra polega na porównywaniu statystyk naszego awatara z postacią innego gracza. Zmiana zdecydowanie
debilna na gorsze, ponieważ nie mamy żadnego wpływu przebieg rozgrywki. Statystyki przeciwnika są ukryte, widzimy jedynie co ma na sobie, ale jest to bez znaczenia, ponieważ sumowane są punkty całej szafy, a nie tylko obecnie założonych ubrań. Nasz przeciwnik może na obrazku stać w samym bikini i bokserkach a i tak wygrać, gdyż ma całą szafę zawaloną ciuchami
premium.
Punkty zdobywane za zwycięstwo w minigrze są niezbędne do przejścia
sugar checkpoint, które pojawia się ok. pięciu razy w ciągu jednej ścieżki. Gra jest, niestety, zaprogramowana tak, aby trafiając na checkpoint, musielibyśmy poczekać i wyfarmić wymaganą ilość punktów. Niektóre progi punktowe są absurdalne, np. w jednej historii musimy uzbierać siedem tysięcy punktów na przestrzeni pięciu biletów, czyli jednego dnia. Mi zajęło to tydzień.
Podsumowując, system biletowy najlepiej posłuży umiarkowanym graczom - którzy specjalnie nie przywiążą się do historii, ale wystarczająco często będą do niej wracać, aby nabijać punkty niezbędne do pokonania
checkpointów. Maniacy
Lost Alice mogą się frustrować wymogami farmienia i czekania na nowe bilety, natomiast
casuale będą aż do znudzenia zatrzymywać się na "bramkach kontrolnych".
* * *
Lost Alice nie posiada
voice actingu, ale w tle cały czas przygrywają nam skoczne kawałki. Utworów muzycznych
jest całkiem sporo i większość jest miła dla ucha. OSTu można posłuchać
legalnie na youtubie.
Każdy jeden bohater posiada łącznie trzynaście różnych CG, z czego trzy (z prologu) są wspólne. Ilustracje są prześliczne, pełne żywych kolorów i przedstawiające scenę, mającą jakieś znaczenie dla całej historii.
Tła w grach visual novel od zawsze były moim oczkiem w głowie, i tutaj wypadają one fenomenalnie. Jest ich naprawdę dużo, większość z nich jest mocno surrealistyczna, oddając tym samym idealnie klimat Alicji w Krainie Czarów. Cieszy również fakt, że twórcy zaimplementowali opcję ukrycia tekstu, aby móc nacieszyć oko tymi cudeńkami. Najlepsze jest jednak to, że wraz z kolejnymi bohaterami i historiami dochodzą również nowe tła.
Poza głównymi ścieżkami jest w
Lost Alice jeszcze sporo do roboty. Wręcz co chwilę jesteśmy zasypywani
eventami, w których możemy zdobyć unikalne ubrania, przedmioty wspomagające rozgrywkę oraz specjalne historie poboczne, te jednak wnoszą niewiele do całej historii. Znacznie ciekawsze są spin-offy, najczęściej mieszające opowieść o Alicji z innymi baśniami lub świętujące urodziny danego bohatera. Te nagradzają nas na końcu przepiękną ilustracją (jak ta poniżej) i strojami, ale wymagają w zamian sporej ilość gotówki. Na szczęście po ukończeniu każdej ze ścieżek otrzymujemy za darmo historię poboczną z wybranym przez nas bohaterem.
Lost Alice jest niewątpliwie jedną z lepszych tytułów na sprzęt mobilny, dodatkowo całkiem popularną, zważywszy na to, iż otrzymała
port na serwisie Facebook. Nie mam pojęcia jak działa owa wersja ani czy są zauważalne różnice w rozgrywce, ale zachęcam wszystkich do zapoznania się z tytułem, czy to na smartfonie, czy komputerze.
W tytule posta nie przypadkowo umieściłam "cz. 1/3". Przeszłam już historie kolejnej trójki: Owena, Sidda i Chronusa i zamierzam wkrótce krytycznie na nie spojrzeć :) Obecnie jestem za połową ścieżki Ace'a i tutaj zatrzymam się na dłużej, gdyż będę chciała upchnąć go wraz z pozostałą (jeszcze niedostępną) dwójką. Trochę przyjdzie nam poczekać, ale czuję, iż bardziej warto (P.S. historia Ace'a jest super <3).
* * *
Szczegóły wydania:
Deweloper/wydawca:
NTT Solmare
Data wydania: 2016
Gatunek: otome / visual novel
Platforma: Android / Facebook
Łączna liczba ścieżek: 7 + (dalsze powstają)
Voice acting: brak
Animacje postaci: brak
Do kupienia / ściągnięcia na: