Recenzja | Mystic Messenger: Christmas Special (DLC)


Niby "święta, święta, i po świętach", a jednak w tym roku Boże Narodzenie zostało z nami na dłużej za sprawą DLC do Mystic Messengera.


Prezent przybył niespodziewanie, gdy wszyscy zza ośnieżonego okna wypatrywali nadejścia dwóch panów, jednego o włosach koloru bezchmurnego nieba, drugiego ze śnieżnobiałą czupryną i tajemniczym uśmiechem. Podczas nieuwagi grzecznych dzieci, przez komin przedostał się niezapowiedziany jegomość z białą brodą, skrywającą azjatyckie rysy twarzy, odziany w opięty czerwony kubrak. Najciszej jak tylko mógł, podkradł się do pozostawionego na widoku tabletu i zostawił prezent pod wirtualną choinką. Następnie narobił rabanu i czym prędzej czmychnął z powrotem do Korei, pozostawiając grzecznym dzieciom zabawkę na całe święta.

W rzeczywistości wyglądało to mniej dramatycznie, jednak Cheritz faktycznie zrobiło nam niespodziankę niezapowiedzianym dodatkiem na zimowe wieczory. Nikt chyba tak naprawdę nie był do końca pewny, czy deweloper po spektakularnym sukcesie będzie dalej rozwijać markę, czy pokusi się o nowe produkcje. Na dzień dzisiejszy dalej tego nie wiadomo, ale faktem jest, że Mystic Messenger jeszcze przez jakiś czas nie zostanie zapomniany.



DLC trafiło do obiegu na niedługo przed Bożym Narodzeniem i od razu wywołało rzesze "ohów" i "ahów". Wrzawa całkowicie zasłużona, ale co z samym dodatkiem ? Ehmm... no cóż... Ciężko mi krytykować tę genialną grę i przesympatyczne studio, ale nie mogę przymknąć oka na fatalnie wykonane co niektóre elementy. Ale zaczynając od początku:

Dodatek nie jest do końca darmowy, gdyż do jego odblokowania wymagana jest liczba stu klepsydr (wewnątrzgrowej waluty), którą możemy kupić za gotówkę (12 zł.) lub zebrać w trakcie oryginalnej rozgrywki. Przed przejściem do dodatkowej zawartości będziemy musieli wpierw zakończyć, bądź przerwać przygodę z głównym scenariuszem.

Świąteczna historia trwa dwa dni (Wigilia i Boże Narodzenie) i stricte nie dzieli się na ścieżki. Z naszym wybrankiem spędzamy jedynie końcówkę dnia drugiego, ale pomiędzy jednakowymi dla wszystkich chatroomami, pojawiają się sceny visual novel, dedykowane konkretnej postaci. Zakończeń jest w sumie osiem (po jednej dla każdego z pięciu bohaterów, jedna Unknowna, jedna wspólna i jeden bad ending). Dziwi mnie natomiast brak osobnej ścieżki dla V... Byłaby to świetna okazja, aby nasz fotograf w końcu otrzymał swoją historię (nawet, jeśli w formie mini).







Fabuła umiejscowiona jest gdzieś na początku opowieści, jednak przedstawia alternatywne wydarzenia, niezwiązane z głównym nurtem. Przychodzą święta i całe RFA bierze udział w świątecznej akcji charytatywnej pod przewodnictwem C&R, czyli firmy Jumina. Naszym zadaniem jest prześledzenie zmagań towarzyszy z organizacją wydarzenia i podtrzymania na duchu jednego z nich.

Całość ma lekką i fanservice'ową formę. Wszystkie najlepsze aspekty naszych bohaterów zamknięto w pigułce i opatrzono kilkoma ilustracjami (od jednej dla Unknowna, po sześć dla Sevena). Te, co ciekawe, zmieniły swój styl graficzny, i widać, że stronę wizualną powierzono nowemu rysownikowi. Cheritz dopieściło również co niektórych fanów, wstawiając opcjonalne pojedyncze dialogi dla protagonistki, sugerujące zainteresowanie gatunkiem yaoi oraz, co ważniejsze, rozbudowano ścieżkę Jaehee o wątek romantyczny (do wyboru). Dodatek ma tym samym zadowolić wszystkich fanów, niezależnie czy podzielają jedynie oficjalną wizją tytułu, czy dopowiadają, lub zmyślają fakty we własnym zakresie.

Tyle niestety dobrego o Christmas Special... Mimo ciekawego pomysłu i założeń, tytuł leży i kwiczy pod względem realizacji: masy błędów, fatalnego, konfundującego tłumaczenia i odpychających zabiegów językowych, urwanych z choinki. Spartaczonych elementów jest tak sporo, że aż ciężko chwycić się jednej myśli na raz. Ok, zacznijmy od najmniejszego problemu, czyli błędów programistycznych. Zarówno te wizualne (znikające ilustracje lub tła) jak i bugi, uniemożliwiające rozgrywkę (blokowanie ekranu między jednym dniem, a drugim), zostały zażegnane z kolejnymi patchami, jednak w pierwszych dniach od premiery dosłownie nie dało się grać. Niektóre glitche pozostały do dzisiaj, ale nie są już groźne.

Najgorszym elementem produkcji jest bez dwóch zdań tłumaczenie. Nie wiem kto się za nie zabrał, ale wygląda na pracę dwóch osób - jednej kompetentnej i profesjonalnej, drugiej w postaci google translatora... Mniej więcej połowa całego tekstu jest bez zarzutu, i przypomina to, z czym spotkaliśmy się w głównej rozgrywce, druga to natomiast błędy ortograficzne, językowe, interpunkcyjne, bezpośrednie zwracanie się do postaci nieobecnych na czacie, mówienie do innych w trzeciej osobie, mylenie imion czy pozostawienie oryginalnego tekstu. Nie są to może kardynalne błędy, ale konfundują one czytelnika, niszcząc tym samym radość z rozgrywki. Poza tym, narzucony przez sporą część gry styl dialogów jest sztuczny i nienaturalny. Kto do kolegi obok zwraca się w trzeciej osobie liczby pojedynczej?!












O ile błędy o podłożu programistycznym (w większości) wypleniono, tak odpychające tłumaczenie pozostało i jak widać, nieprędko (o ile w ogóle) zostanie zastąpione czymś zdatnym do czytania. Naprawdę żałuję, iż Cheritz zawiodło na tym polu, zważywszy na wysoki poziom całości. Cóż, mają jeszcze okazje do zrehabilitowania się. Może jakiś Valentine's Special?


0 komentarze:

Prześlij komentarz