Recenzja | Princess of the Moon (Rudy)


Doświadczyłam gier złych, niedopracowanych, głupich i nudnych, ale nigdy bym nie przypuszczała, że jakikolwiek tytuł może mnie obrazić. Princess of the Moon ta, z pozoru niemożliwa, sztuka się udała.


Przepraszam, że zacznę od końca, ale zanim przejdę do meritum, muszę dać upust moim emocjom. Ścieżka Rudiego w Princess of the Moon to, k####, dramat. Ona nawet nie jest zła, ona jest szkodliwa. Narzekaliście kiedykolwiek na główną bohaterkę? Wkurzały was protagonistki od Dogenzaka Lab? To was zaskoczę. Princess of the Moon wprowadza zupełnie nowy poziom zażenowania.

Pierwszy raz na usta ciśnie mi się tyle słów na raz, głównie przekleństw, które idealnie oddają ducha gry, ale postaram się uporządkować myśli. O czym w ogóle jest to g... ta gra?

Kazuko przyjeżdża do jakiegoś bogatego państwa na staż czy do pracy, nie pamiętam właściwie po co, ale to w zasadzie najmniej ważna kwestia. Po nocy w hotelu okazuje się, że w mieście trwa jakieś święto i samochody są wyłączone z ruchu. Dziewczyna zastanawia się jak dotrze do nowego miejsca pracy, gdy do hotelu wpada grupka bogato wystrojonych mężczyzn. Okazuje się, że wszyscy są książętami z okolicznych państw a ich przyjazd ma związek ze świętem. Mężczyźni proponują dziewczynie podwózkę, ale ta odmawia i wybiega z budynku. Kazuko nieokreślony czas szwenda się po ulicach, aż ulewa zmusza ją do ukrycia się w jednym z budynków. Wchodząc do środka, dziewczyna ponownie spotyka książęta, którzy z miejsca tytułują ją "księżniczką księżyca" (serio, tak było). Mężczyźni wyjaśniają jej, że wedle tradycji, jeśli dziewczyna wejdzie akurat tego dnia do tego akurat budynku zostaje "księżniczką księżyca" i ma poślubić księcia, którego uzna za najlepszego kandydata na króla.

Okej, na tym etapie pewnie zastanawiają was dwie rzeczy. Pierwsza: po co książęta przyszli do hotelu, w którym nocowała bohaterka? W końcu nie był to pięciogwiazdkowy przybytek, więc nocleg odpada. Druga: co jest złego w tej historii? Już spieszę z wyjaśnieniami. "Księżniczka księżyca" musi wybrać jednego spośród książąt na króla, zamieszkać z nim na trzy miesiące, po czym poślubić, tyle że żadnego z książąt nie zna. Z jednym czy z drugim zamienia słowo w hotelu, a potem spotykają się dopiero podczas wyboru. Co zatem robi bohaterka w takim wypadku? Oczywiście wybiera tego, który wydaje jej się fajny. Tym sposobem Kazuko wiąże się z jednym z mężczyzn i udaje się z nim do jego rezydencji. Większość z was pewnie nadal nie rozumie, co jest nie tak z tą historią? Właśnie przechodzę do najlepszej części. To, że bohaterka wybrała któregoś z mężczyzn nie ma absolutnie znaczenia, gdyż każdy z pozostałych kandydatów może ją legalnie porwać i przymusić do zmiany decyzji. Jaki sens ma zatem ten cały obrządek? No właśnie...

Nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale fabuła Princess of the Moon (przynajmniej w ścieżce Rudiego) koncentruje się głównie na stosunkach intymnych bohaterki z jej wybrankiem. Zbliżenia są zresztą w zabawny sposób usprawiedliwione tym, że wedle tradycji "księżniczka księżyca" co miesiąc, podczas pełni musi uprawiać seks z księciem (kto to, k####, wymyślił?). Po co? Co się stanie, gdy do stosunku nie dojdzie? Czy gwałt też się liczy? Te pytania oczywiście pozostają bez odpowiedzi.

No, po prostu ideał mężczyzny.
Co do gwałtu... Bez owijania w bawełnę, pierwsze akty seksualne na bohaterce są absolutnie pozbawione jej zgody. Wygląda to tak, że nastaje noc, przychodzi bohater i robi z nią co chce. Paradoksalnie, to jeszcze nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że u protagonistki po tym pierwszym razie pojawia się zespół maltretowanej żony! Yay! Co z tego, że facet ją wziął siłą? Co z tego, że ją nadal molestuje? Co z tego, że jest osobą chorą psychicznie? Ona i tak się w nim zakochuje i z czasem zaczyna go rozgrzeszać! No, ja, k####, nie mogę!

Ale już dość tej rozciągłej analizy. Na dzień dzisiejszy do wyboru mamy trzech bohaterów (gdy ja rozpoczynałam rozgrywkę było ich tylko dwóch): Alph, Rudy i Sera (który znalazł się w grze niedawno).  Mając do wyboru sadystę oraz osobę psychicznie chorą, wybrałam tego drugiego i tym sposobem rozpoczęłam historię Rudiego (czego do dziś żałuję).

Od razu uprzedzam - cały wywiad o Rudim jest pełen spoilerów. Nie będę się pieścić, skoro i tak nie polecam wam grania w tę ścieżkę.

Jeśli graliście w The Amazing Shinsengumi a konkretnie w historię Heisuke, już wiecie czego się spodziewać. Rudy jest dzieckiem w ciele dorosłego, a w zasadzie głupim i rozpieszczonym dzieckiem w ciele dorosłego. Facet nie ma absolutnie żadnych zahamowań, jeśli chodzi o kontakty fizyczne z bohaterką, czego najlepszym przykładem jest scena balu na statku, w której koleś dobiera się dziewczynie do majtek na oczach tłumu (dosłownie podnosi jej suknię i wędruje palcami po okolicach bikini). Brak mu empatii i poszanowania dla drugiego człowieka, bo cały świat oczywiście kręci się tylko wokół niego.

Gdzieś na początku historii dowiadujemy się, iż Rudy ma swój prywatny harem w innej posiadłości. Jak na tę wieść reaguje Kazuko? No, jest jej smutno. I tyle. Mając do wyboru rzeszę innych kandydatów trzyma się Rudiego jak rzep psiego ogona, chociaż absolutnie nie jest z nim szczęśliwa. Co ciekawe, wszystkie inne kobiety wprost przepadają za kolesiem - gdy Kazuko przyjeżdża do rezydencji chłopaka, księcia atakuje zazdrosny facet, którego narzeczona dołączyła do haremu Rudiego. Już sama nie wiem, czy to jest bardziej komiczne czy głupie?

Jak się okazuje w dalszej historii, Rudy jednak nie jest aż takim lekkoduchem, jakiego zgrywa. Rudy ma również kompleksy. Pierwszym jest.. dawna przegrana z Alphem w pojedynku na miecze... która widać tak dogłębnie nim wstrząsnęła, że koleś do dzisiaj się nie pozbierał. Wow. Drugim jest... strach przed spaniem samemu... Rudy tłumaczy, że gdy w łóżku nie towarzyszy mu kobieta, śnią mu się koszmary. Po to zresztą utworzył swój harem, aby sypiać z kobietami - dosłownie, bez podtekstów seksualnych.

Warto również wspomnieć w jaki "cudowny" sposób bohaterka przekonała się do Rudiego. Otóż po tych wszystkich "upojnych" nocach i publicznym obmacywaniu, Kazuko odkrywa, że chłopak szyje pluszaki swoim siostrom. Widząc to, bohaterka stwierdza, że Rudy to jednak spoko gość. Pozostawiam to bez komentarza.

Swoją drogą, Rudy nie raz udowodnił, że absolutnie nie nadaje się na króla. Szasta hajsem na prawo i lewo; w końcowej scenie wysypuje wór klejnotów do strumienia (bo taką miał zachciankę), zamiast przeznaczyć je na coś pożytecznego (co sama bohaterka mu wypomina). Facet wydaje się w ogóle nie interesować swoim krajem, skupia się za to wyłącznie na sobie i intymnych częściach ciała bohaterki.

A jak wypada sama bohaterka? Tu jest właśnie pies pogrzebany. Protagonistka została przedstawiona w obraźliwy, seksistowski sposób jako lalka do zabaw łóżkowych. Kazuko absolutnie nie ma własnego charakteru i za grosz asertywności. Nie potrafi się przeciwstawić atakom ze strony Rudiego ani nawet się na gościa obrazić za to, co jej robi. Jest uległa wobec jego wszelkich zachcianek i nie widzi w nich nic złego! Wygląda to tak jakby dla bohaterki gwałt i molestowanie były na porządku dziennym - widocznie dla niej to normalne, że mężczyzna siłą rości sobie prawo do jej ciała. Brawo, Abracadabro! Brawo, za to, czego uczycie młode kobiety! Oby tak dalej!!

P.S. Daleko mi do bycia feministką.
P.S.2. Rozumiem, że niektórym podobają się historie, w których facet jest zarówno kochankiem, jak i katem. Nie mi to oceniać, ale gra jest przeznaczona dla ludzi od 16 roku życia, także czy tego typu treści są odpowiednie dla nastolatków? Nie sądzę...

W innej recenzji spotkałam się z opinią, iż w grze doświadczymy konspiracji i intryg ze strony pozostałych książąt. No... nie. Bynajmniej nie w historii Rudiego. Tutaj jedyną "intrygą" jest próba uprowadzenia bohaterki, by ją zmusić do zmiany wybranka. Cała reszta historii to dnie spędzone z Rudim, noce spędzone z Rudim, spacery z Rudim i inne tego typu pierdoły.

Graficznie Princess of the Moon nie różni się zbytnio od poprzedniej gry studia, Lust in Terror Manor. Tutaj na pewno lepiej wypadają tła - jest ich znacznie więcej i widać ktoś nad nimi przysiadł. Powracają za to problemy z tekstem. Ten lubi się "wylewać" przy dłuższych zdaniach i ponownie poskąpiono na edytora, który by się tym zajął. Błędów ortograficznych i składniowych jest sporo, ale do tego już chyba zdążyliśmy się przyzwyczaić.

* * *

Mechanika gry

O mechanice gry, wspólnej dla wszystkich tytułów Abracadabry, rozpisywałam się już przy okazji recenzji Lust in Terror Manor.

* * *

Na koniec chciałabym przeprosić za pogardliwy ton recenzji i masę jadu skierowanego w stronę Princess of the Moon. Proszę mi wierzyć, naprawdę starałam się podejść do tego łagodnie, z dystansem, ale kiedy tylko postawiłam pierwsze litery, powróciły wszystkie emocje towarzyszące mi podczas rozgrywki.

Chciałabym również podkreślić, iż ścieżka Rudiego jest tylko jedną z trzech (na chwilę obecną) dostępnych i pozostałe dwie mogą reprezentować inny poziom. Aktualnie rozgrywam historię Sery i ta wypada o niebo lepiej. Po ukończeniu na pewno pokuszę się o jej recenzję, by zabić niesmak wywołany powyżej opisywaną historią.

 

* * *



Szczegóły wydania:
Deweloper/wydawca: Abracadabra Inc.
Data wydania: 9 stycznia 2017 (?)
Gatunek: otome / visual novel
Platforma: Android
Łączna liczba ścieżek: 3 + (dalsze powstają)
Voice acting: brak
Animacje postaci: brak

Do kupienia na:
Wersja cyfrowa: Google Play


7 komentarzy:

  1. Ta gra ma jedną z najgorszych fabuł, jakie można sobie wyobrazić. Serio wymyślenie historii dla prostej gry otome to nie jest jakiś wielki wyczyn i nawet krótka produkcja mogłaby mieć do opowiedzenia coś ciekawego. Nigdy więc nie zrozumiem, dlaczego twórcy wymyślają fabuły pełne absurdu, niedomówień i wewnętrznych sprzeczności. Wygląda mi to czasami na przekonanie, że kobiety kupią wszystko, byleby byli tam przystojni faceci. I jeśli takie coś rzeczywiście dobrze się sprzedaje, to jest to zwyczajnie smutne.

    Co do wątku ofiary i kata, to moim zdaniem fajnie do tematu podchodzi tylko Idea Factory i Cheritz. Reszta twórców nie umie tego udźwignąć, a pcha się w niego chyba tylko dlatego, że jest to popularne. Mam dokładnie ten sam problem podczas ogrywania "The Amazing Shinsengumi". Wadą opowieści nie jest ich brutalność, ale to, że uczą nieodpowiednich wzorców. Z "Amnesią" i wątkiem Tomy też tak było, ale tam przynajmniej Toma został pokazany z wielu różnych stron i ja osobiście potrafię wyobrazić sobie, co bohaterka w nim widziała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego typu historie zdecydowanie się sprzedają D: Na szczęście na mobilnym rynku (jeszcze) jest ich względnie niewiele.

      Zgadzam się z twoim podejrzeniem na temat stosunku twórców do damskiej widowni. Obawiam się, że sporo deweloperów skupia się przede wszystkim na grafice, a scenariusz piszą na kolanie, bo wydaje im się, że gra z ładną oprawą i beznadziejną historią i tak się sprzeda. Na Steamie jeszcze fajnie to działa, bo ludzie starają się wystawiać rzetelne oceny. Na Google Playu można spotkać jedynie piątki i jedynki - 5, gdy gra jest darmowa; 1, kiedy jest płatna (mówię tylko o mobilnych otome, nie wiem jak wygląda sprawa z innymi gatunkami).

      Nie przepadam za tego typu związkami w grach, ale faktycznie, odpały Tomy i Jumina z MM zostały przedstawione przekonująco, no i zachowanie obu panów w końcu uległo zmianie na dobre, piętnując tym samym patologię, w której tkwili. Bohaterowie Dogenzki i Rudy nie zaliczają przemiany w ogóle D: Do końca pozostają sadystami, z tym, że bohaterka zaczyna to akceptować >__< Fajny przekaz, nie ma co.

      Usuń
    2. Z tą zmianą charakteru Tomy bym nie przesadzała, bo o ile pamiętam, to on się w zasadzie nie zmienił - zmieniła się bohaterka i jej tolerancja na jego odpały. Dlatego średnio podobało mi się zakończenie tej historii.

      Imho najlepiej temat został potraktowany w przypadku Jisoo z "Dandelion". Był wprawdzie chorobliwie zazdrosny i potrafił obwinić bohaterkę o to, że inni na nią patrzą (i że płacze, bo jak płacze, to na pewno przez jakiegoś faceta, do którego się zbliżyła, a więc jest to jej wina), ale po pierwsze z czasem się zmienia, a po drugie swoją creepy stronę pokazuje dopiero w złym zakończeniu.

      Usuń
    3. Serio? A czasami nie skończyło się tak, że Toma przeprosił i powiedział, iż od teraz będzie fajny? xD Cholera, już nie pamiętam.

      Miło by było, gdyby "Dandeliona" w końcu przecenili >__< No ileż można czekać? D:

      Usuń
    4. Niebawem zamierzam wrócić do "Dandeliona" i sprawdzić, czy po latach gra znowu będzie mi się tak bardzo podobać. Trochę się tego obawiam.

      Co do Tomy, to nie. Pamiętam nawet, że wspominałam w recenzji, że zakończenie byłoby fajne, gdyby Toma obiecał poprawę. A to było tak, że Toma stwierdził, że bohaterka jest dziwna, a ona, że on jest dziwny, więc się dobrali. ;)

      Usuń
    5. Daj znać, jakie są twoje wrażenia :D Z tego co widziałam na yt, mechanika gry jest "trochę" skopana - to całe uganianie się za zwierzakami i powtarzające teksty przy ich spotkaniu D:

      No, po prostu idealna para xD Jak się tak dobrze rozumieją, to ciekawe, co się dzieje w sequelach xD

      Usuń
    6. Mnie właśnie mechanika gry w "Dandelion" bardzo się podoba. Teksty się powtarzają, ale zmieniają z czasem w zależności od postępu relacji, więc nie jest źle. Ale to tylko moje zdanie.

      Usuń