Demony
od dawien dawna fascynowały ludzkość. Znane z mitologii, podań ludowych
i wierzeń religijnych, są nieodłącznym elementem wielu kultur na całym
świecie. Powszechnie kojarzone z grzechem, nieczystością i ogólnie
pojętym złem, mają bezsprzecznie w sobie coś interesującego i
pociągającego. Nic dziwnego zatem, że ktoś w końcu wpadł na pomysł, aby w
grze o randkowaniu przedstawić demony, jako obiekty naszych westchnień.
Tak oto powstała otomka o wdzięcznym tytule Seduce me (uwiedź mnie).
Gatunek
powieści wizualnych przybył do nas z Japonii i to głównie tam się
rozwija. Większość tytułów jest nieosiągalnych dla szarego fana z powodu
barier językowych, ale dzięki rosnącej popularności na zachodzie, coraz
więcej tytułów zostaje tłumaczonych na język Szekspira. Ale czy to
oznacza, że Japończycy mają monopol na visual novele i wszystko na rynku
pochodzi od nich? Jak się okazuje, wcale nie.
Seduce me to
gra małego studia Seraphic Entertainment, wydana dzięki wsparciu fanów
na portalu crowdfundingowym "Kickstarter". Gra od swoich
dalekowschodnich konkurentów różni się tym, że została stworzona przez
Amerykanów, i to widać!
Fabuła
skupia się na Mice Anderson, osiemnastoletniej dziewczynie urodzonej w
bogatej rodzinie producentów zabawek. Mika, jako dziedziczka firmy, od
małego jest przyciskana przez rodziców do podążania drogą, prowadzącą do
objęcia posady dyrektora, co oczywiście jej samej nie pasuje.
Dziewczyna chce być wolna i sama decydować o swojej przyszłości,
marzenia jednak mocno utrudnia jej surowy ojciec. Pewnego dnia rodzina
dostaje wiadomość o śmierci dziadka dziewczyny, będącego zarazem
dyrektorem zarządu. Rozpoczyna się walka o szefostwo w firmie, więc
ojciec bohaterki postanawia przyspieszyć jej edukację, poprzez
przeniesienie Miki do domu zmarłego, gdzie ma nauczyć się
odpowiedzialności i samodzielności. Przybywając jednak na miejsce,
okazuje się, iż posiadłość wcale nie jest opuszczona a jej obecni
mieszkańcy pochodzą (dosłownie) z nie tego świata.
W
grze przyjdzie nam romansować z piątką inkubusów - demonami, uwodzącymi
kobiety i żywiącymi się ich energią. Jak to bywa w życiu, diabeł nie
taki straszny jak go malują i chłopcy zamiast bestiami z piekła rodem,
okazują się być miłymi i uczynnymi towarzyszami. Gorzej, że przy okazji
wciągają Mikę w zatargi z innymi, mniej uprzejmymi demonami.
Każdy
z chłopców jest inny, każdy ma również odmienne problemy, cele i
motywacje do odwiedzenia świata ludzi. Wszystkie pięć ścieżek jest
niestety mocno wtórnych - są podobne do tego stopnia, że przypomina
trochę "kopiuj - wklej" z miejscem na imię wybranka. Zamiast, więc
zdawać relacje z poszczególnych historii, skupię się na przedstawieniu
samych inkubów. Kolejność jak ta, w którą ja grałam.
Damien ✮
Rudzielec
był moim pierwszych wyborem ze względu na tajemniczość i skrytość tejże
postaci. Inkubus jest przyjacielski, uprzejmy, ale małomówny i
nieśmiały. Na tle swoich braci wydaje się być wycofany i niezbyt
charyzmatyczny, ale gdy coś zagrozi naszej bohaterce, potrafi uwolnić
wewnętrzną bestię. Posiada zdolność czytania myśli, którą nie umie
kontrolować. Moją sympatię zdobył przede wszystkim swoją słodyczą,
delikatnością i łagodną naturą. Chłopak ma ciekawe i emocjonalne
backstory oraz przyświeca mu najbardziej wyrazisty cel spośród
wszystkich inkubów. Moim zdaniem, historia Damiena jest najciekawsza,
najgłębsza i posiadająca najlepszy finał.
James
Drugim
inkubem, na jakiego padło był James - najstarszy z braci inkubów. James
jest elegancki, elokwentny, charyzmatyczny i szarmancki. Urodzony z
niego krasomówca, co widać po tym, jak zręcznie potrafi przemawiać, i
tym samym wybrnąć z każdej sytuacji. Ma tęgi umysł i zna się na wielu
rzeczach. Czuje się odpowiedzialny za grupę i utrzymuje w niej porządek
(często przywracając niesfornych do pionu). Podobnie jak Damien, nie
miał zbyt lekko w życiu, a ze względu na swoją pozycję w podziemnym
światku jest łakomym kąskiem dla niektórych demonów. Jego finał jest
satysfakcjonujący, choć mało oryginalny.
Sam
Trzecim
wybrankiem serca został Sam, który na samym początku nie wywarł na mnie
dobrego wrażenia, ale to zostało szybko skorygowane podczas jego
ścieżki. Sam mocno podchodzi pod archetyp bad boya - jest nicponiem i
narwańcem z niewyparzonym językiem. Potrafi gwałtowanie wybuchnąć i
zwyzywać oprawcę lub rzucić soczystym sarkazmem w kompana. Słowo
"przepraszam" ciężko przechodzi mu przez gardło. Jest nonszalancki i
arogancki, choć, co zadziwiające, peszy się przy bliższych kontaktach z
kobietami. Jego wątek, jak i sama postać, bardzo przypadły mi do gustu. Z
komentarzy innych graczy na różnych portalach, można zaryzykować
stwierdzenie, że jest najpopularniejszym gościem w tytule.
Matthew
Matt
jest dziecinnym i pogodnym chłopakiem o, niecodziennej, mocy
tworzenia i ożywiania zabawek. Jego wiek jest nieznany, lecz wygląda na
młodszego od bohaterki i adekwatnie się zachowuje. Jest słodki i
kochany, chociaż bywa ciamajdą i łatwo go wystraszyć (szczególnie, gdy
agresorem jest jego własna zabawka). Jego wątek nie ma zbytniej
głębi, a zakończenie mogłoby być ciekawsze. Mimo to historię śledziło mi
się lekko i przyjemnie. Żałuję jedynie, że nie otrzymaliśmy szerszego
wątku z tworzeniem zabawek. W końcu Mika również ma w tym
doświadczenie.. Nieco zmarnowany potencjał.
Erik
Nie
lubię flirciarzy i podrywaczy, dlatego miałam uprzedzenia odnośnie
Erika. Ten jednak okazał się sympatycznym facetem. Chłopak ma dość
sprzeczną naturę - z jednej strony jest bezpośredni i pewny siebie, z
drugiej dręczy go niedowartościowanie. Jego przeszłość wymogła na nim
posłuszeństwo oraz pewne zachowania, które starać się będzie odrzucić,
przebywając w świecie ludzi. Wątek Erika pozytywnie mnie zaskoczył -
myślałam, że będzie nudny i przewidywalny, a okazał się interesujący i
inny niż zakładałam. Ostatecznie bardzo mi się spodobał.
Prócz
pięciu głównych randkowiczów, dostaliśmy również dodatkowo cztery
postacie poboczne, z którymi możemy nawiązać romantyczne stosunki. Są
nimi: Naomi oraz Suzu - dwie przyjaciółki bohaterki, Diana - złowroga
sukuba, będąca naszym adwersarzem oraz Andrew - syn wicedyrektora firmy i
,niejako, nasz konkurent do fotelu prezesa. Z powodu osobistych
przekonań (nie mam nic do związków homoseksualnych, po prostu mnie one
nie interesują) odpuściłam trzy ścieżki z dziewczynami i pożegnałam się z
grą wątkiem ostatniego chłopaka.
Andrew
Andy
jest niewinnym i potulnym synem wicedyrektora naszej rodzinnej firmy.
Poznajemy go na przyjęciu, gdzie po krótkiej wymianie grzeczności,
zostaje osaczony przez naszego ojca i zmuszony do odwrotu. Jak się
okazuje, ma na pieńku z naszym ojcem, gdyż ten ostatni nie chce dopuścić
do przejęcia firmy przez obcą rodzinę. Spotykając się potem z
chłopakiem, dowiadujemy się, że podobnie jak my, nie ma najmniejszej
ochoty walczyć o posadę dyrektora, a najchętniej to znalazłby się w
innej branży. Andrew, jak na zwykłego człowieka, wcale nie jest nudną
personą. Co prawda, jest słodki i kochany, ale do pewnego stopnia
nieporadny i wstydliwy. Dodatkowo ma asa w rękawie, który może nas
zaskoczyć. Jego wątek diametralnie różni się od historii inkubów, stąd
jest powiewem świeżości w całej grze.
Zatrzymując się jeszcze na chwilę przy bohaterach, nie mogę nie wspomnieć o naszym czarnym charakterze, Malixie, który to będzie wrzodem na tyłku dla naszych inkubów. Demon z piekła rodem jest typowym sukinsynem bez uczuć. Normalnie, by mi to przeszkadzało, gdyż nie przepadam za jednowymiarowymi postaciami, Malix jednak jest tak komiczny, że nie da się go nie lubić. Jego ordynarne i obraźliwe komentarze, połączone z idealnym dubbingiem, tworzą wybuchową mieszankę. Facet na dodatek nie grzeszy rozumem (od tego ma towarzyszkę, Eris), co tylko dodaje mu uroku.
Diana również daje radę, jako nasza przeciwniczka i bardzo ją polubiłam, mimo iż nie zabrałam się za jej ścieżkę. Czuć, że jest postacią złożoną, z motywacją do działania i celem do spełnienia. Nie jest również zimną suką, na jaką się kreuje, co najlepiej widać w ścieżce Damiena. Ponadto, jej głos jest idealnie dobrany i profesjonalnie podłożony przez Michaelę Laws, główną pomysłodawczynię gry. Dianę możemy dodatkowo posłuchać w endingu gry, kiedy to wykonuje piosenkę Fly high. Nic, tylko pogratulować pani Laws genialnego głosu.
Autorzy zaszaleli i zaserwowali nam historię z mnóstwem wyborów. Co ważniejsze wydarzenia możemy rozegrać na kilka, diametralnie różnych sposobów, jak chociażby wezwanie pomocy, czy wzięcia sprawy w swoje ręce. Tak, dokładnie! Koniec z wyświechtanym motywem damy w potrzebie! Od teraz same jesteśmy w stanie kopać tyłki! Niektóre wybory są ograniczone czasowo i przypominają system QTE. Są również takie, które podnoszą naszą reputację w oczach innych postaci i odpowiednie ich dobieranie skutkuje danym zakończeniem.
Zakończenia trzeba omówić osobno, ponieważ są niestandardowe dla gatunku otome. Prócz finałów z wybranymi chłopakami, możemy skończyć same, martwe, lub uzyskując potężne moce. O ile, bad endingi nie są niczym nowym, o tyle do tej pory tylko raz w innej grze natknęłam się na zakończenie, w którym bohaterka pozostaje singlem. Nie wspominając już o takim, gdzie zostaje potężnym demonem...
Z powodu licznych rozgałęzień fabularnych, łatwo zboczyć z upragnionej ścieżki i znaleźć się gdzie indziej, niż się planowało. Najlepszym tego przykładem są szczęśliwe zakończenia, które uda nam się zdobyć tylko, jeśli idealnie klikniemy odpowiednie wybory i dialogi. Jeden błąd i możemy zapomnieć o "żyli długo i szczęśliwie". Aby upewnić się, że jesteśmy na dobrej drodze, najlepiej korzystać z gotowych solucji. Twórcy zresztą opublikowali oficjalny, darmowy poradnik z opisem przejścia każdej ścieżki.
Seduce me otrzymała kategorię 16+ nie tylko ze względu na motyw główny, którym jest uwodzenie, ale i również przez sceny seksu w trakcie rozgrywki. Każdy z paczki inkubusów posiada jedną takową scenkę, która jest całkowicie opcjonalna i nie wpływa na dalszy przebieg rozgrywki czy relacje z chłopakami. Czy się zgodzimy, czy odmówimy, będą nas kochać tak samo. Warto podkreślić, że sceny zbliżeń są bardzo subtelne i wymagają naszej wyobraźni, gdyż same w sobie wiele nie oferują. Przypominają raczej przeciągłe obejmowanie i pocałunki, niżeli sam akt. Niektórzy mogą się czuć rozczarowani, trzeba jednak pamiętać, że tytuł jest kierowany do kobiet, a te przeważnie interesuje romantyczny klimat niż sam przebieg.
Gra oczywiście ma swoje wady i zalety. Zaczynając od tych pierwszych (gdyż jest ich mniej), trzeba nadmienić niski budżet produkcji, który najbardziej rzuca się w oczy przy stronie wizualnej i dźwiękowej. Ilustracji jest niewiele i nie jest to rzemiosło japońskich artystów, których to obrazki są małymi arcydziełami. Oczywiście, nie śmiałabym nazwać tych brzydkimi! Są po prostu w innym stylu, do którego trzeba się przyzwyczaić, by je docenić. Tła są śliczne i pełne szczegółów a mimika postaci bezbłędna. Miny bohaterów są mocno kreskówkowe, co bardzo do nich pasuje i nadaje humorystyczny ton.
Gorzej z dźwiękami, które choć przyjemne dla ucha, pojawiają się bardzo sporadycznie i są wyraźnie zaloopowane. Zdecydowanie mogłoby być ich więcej, nawet kosztem ich powtarzania. Gra posiada opening oraz ending, i te mnie miło zaskoczyły. Oryginalna, rockowa wstawka jest świetna, szkoda jedynie, że nie istnieje pełna wersja do odsłuchania. Ending jest powolny, ale obdarowany wspaniałym tekstem i wokalem pani Laws.
Wszystkie wady to jedynie kropla w całym morzu zalet. Przede wszystkim, należy pochwalić pasję oraz ambicję twórców, wylewające się z ekranu. Widać, że dysponując skromnym budżetem, starali się jak mogli, aby uszlachetnić produkcję. Po pierwsze, każda postać z wyłączeniem protagonistki jest dubbingowana. Ciekawe, zważywszy na to, że w wielu japońskich produkcjach, bohaterowie są "niemi". Angielskie głosy w Seduce me wypadają wyśmienicie - są czyste, odpowiednio dobrane i przyjemne w słuchaniu. Świetnym doświadczeniem jest w końcu posłuchać znajomą mowę i rozumieć każde słowo!
Twórcy dorzucili nam również bonusy do gry, jak chociażby zbiory nieudanych nagrań (tzw, bloopers), czy zabawną, dodatkowa historię. Ukryta ponadto została zapowiedź sequelu, którą odblokujemy kończąc wszystkie ścieżki.
Moje stanowisko, odnośnie Seduce me jest oczywiste: kupować, ściągać, instalować! Chociaż z tym kupnem to nie do końca prawda, ponieważ gra jest całkowicie darmowa. I nie, nie jest to żadna podpucha z mikro transakcjami - po ściągnięciu z platformy Steam, otrzymujemy pełnoprawny tytuł za free.
Tyle ode mnie, lecę ogrywać sequel - Seduce me: The Demon War.
✮ - osobisty faworyt
Zatrzymując się jeszcze na chwilę przy bohaterach, nie mogę nie wspomnieć o naszym czarnym charakterze, Malixie, który to będzie wrzodem na tyłku dla naszych inkubów. Demon z piekła rodem jest typowym sukinsynem bez uczuć. Normalnie, by mi to przeszkadzało, gdyż nie przepadam za jednowymiarowymi postaciami, Malix jednak jest tak komiczny, że nie da się go nie lubić. Jego ordynarne i obraźliwe komentarze, połączone z idealnym dubbingiem, tworzą wybuchową mieszankę. Facet na dodatek nie grzeszy rozumem (od tego ma towarzyszkę, Eris), co tylko dodaje mu uroku.
Diana również daje radę, jako nasza przeciwniczka i bardzo ją polubiłam, mimo iż nie zabrałam się za jej ścieżkę. Czuć, że jest postacią złożoną, z motywacją do działania i celem do spełnienia. Nie jest również zimną suką, na jaką się kreuje, co najlepiej widać w ścieżce Damiena. Ponadto, jej głos jest idealnie dobrany i profesjonalnie podłożony przez Michaelę Laws, główną pomysłodawczynię gry. Dianę możemy dodatkowo posłuchać w endingu gry, kiedy to wykonuje piosenkę Fly high. Nic, tylko pogratulować pani Laws genialnego głosu.
Autorzy zaszaleli i zaserwowali nam historię z mnóstwem wyborów. Co ważniejsze wydarzenia możemy rozegrać na kilka, diametralnie różnych sposobów, jak chociażby wezwanie pomocy, czy wzięcia sprawy w swoje ręce. Tak, dokładnie! Koniec z wyświechtanym motywem damy w potrzebie! Od teraz same jesteśmy w stanie kopać tyłki! Niektóre wybory są ograniczone czasowo i przypominają system QTE. Są również takie, które podnoszą naszą reputację w oczach innych postaci i odpowiednie ich dobieranie skutkuje danym zakończeniem.
Zakończenia trzeba omówić osobno, ponieważ są niestandardowe dla gatunku otome. Prócz finałów z wybranymi chłopakami, możemy skończyć same, martwe, lub uzyskując potężne moce. O ile, bad endingi nie są niczym nowym, o tyle do tej pory tylko raz w innej grze natknęłam się na zakończenie, w którym bohaterka pozostaje singlem. Nie wspominając już o takim, gdzie zostaje potężnym demonem...
Z powodu licznych rozgałęzień fabularnych, łatwo zboczyć z upragnionej ścieżki i znaleźć się gdzie indziej, niż się planowało. Najlepszym tego przykładem są szczęśliwe zakończenia, które uda nam się zdobyć tylko, jeśli idealnie klikniemy odpowiednie wybory i dialogi. Jeden błąd i możemy zapomnieć o "żyli długo i szczęśliwie". Aby upewnić się, że jesteśmy na dobrej drodze, najlepiej korzystać z gotowych solucji. Twórcy zresztą opublikowali oficjalny, darmowy poradnik z opisem przejścia każdej ścieżki.
Seduce me otrzymała kategorię 16+ nie tylko ze względu na motyw główny, którym jest uwodzenie, ale i również przez sceny seksu w trakcie rozgrywki. Każdy z paczki inkubusów posiada jedną takową scenkę, która jest całkowicie opcjonalna i nie wpływa na dalszy przebieg rozgrywki czy relacje z chłopakami. Czy się zgodzimy, czy odmówimy, będą nas kochać tak samo. Warto podkreślić, że sceny zbliżeń są bardzo subtelne i wymagają naszej wyobraźni, gdyż same w sobie wiele nie oferują. Przypominają raczej przeciągłe obejmowanie i pocałunki, niżeli sam akt. Niektórzy mogą się czuć rozczarowani, trzeba jednak pamiętać, że tytuł jest kierowany do kobiet, a te przeważnie interesuje romantyczny klimat niż sam przebieg.
Gra oczywiście ma swoje wady i zalety. Zaczynając od tych pierwszych (gdyż jest ich mniej), trzeba nadmienić niski budżet produkcji, który najbardziej rzuca się w oczy przy stronie wizualnej i dźwiękowej. Ilustracji jest niewiele i nie jest to rzemiosło japońskich artystów, których to obrazki są małymi arcydziełami. Oczywiście, nie śmiałabym nazwać tych brzydkimi! Są po prostu w innym stylu, do którego trzeba się przyzwyczaić, by je docenić. Tła są śliczne i pełne szczegółów a mimika postaci bezbłędna. Miny bohaterów są mocno kreskówkowe, co bardzo do nich pasuje i nadaje humorystyczny ton.
Gorzej z dźwiękami, które choć przyjemne dla ucha, pojawiają się bardzo sporadycznie i są wyraźnie zaloopowane. Zdecydowanie mogłoby być ich więcej, nawet kosztem ich powtarzania. Gra posiada opening oraz ending, i te mnie miło zaskoczyły. Oryginalna, rockowa wstawka jest świetna, szkoda jedynie, że nie istnieje pełna wersja do odsłuchania. Ending jest powolny, ale obdarowany wspaniałym tekstem i wokalem pani Laws.
Wszystkie wady to jedynie kropla w całym morzu zalet. Przede wszystkim, należy pochwalić pasję oraz ambicję twórców, wylewające się z ekranu. Widać, że dysponując skromnym budżetem, starali się jak mogli, aby uszlachetnić produkcję. Po pierwsze, każda postać z wyłączeniem protagonistki jest dubbingowana. Ciekawe, zważywszy na to, że w wielu japońskich produkcjach, bohaterowie są "niemi". Angielskie głosy w Seduce me wypadają wyśmienicie - są czyste, odpowiednio dobrane i przyjemne w słuchaniu. Świetnym doświadczeniem jest w końcu posłuchać znajomą mowę i rozumieć każde słowo!
Twórcy dorzucili nam również bonusy do gry, jak chociażby zbiory nieudanych nagrań (tzw, bloopers), czy zabawną, dodatkowa historię. Ukryta ponadto została zapowiedź sequelu, którą odblokujemy kończąc wszystkie ścieżki.
Moje stanowisko, odnośnie Seduce me jest oczywiste: kupować, ściągać, instalować! Chociaż z tym kupnem to nie do końca prawda, ponieważ gra jest całkowicie darmowa. I nie, nie jest to żadna podpucha z mikro transakcjami - po ściągnięciu z platformy Steam, otrzymujemy pełnoprawny tytuł za free.
Tyle ode mnie, lecę ogrywać sequel - Seduce me: The Demon War.
* * *
Szczegóły wydania:
Deweloper/wydawca: Michaela Laws
Data wydania: 12 luty 2015
Gatunek: otome / visual novel
Platforma: steam
Łączna liczba ścieżek: 5 + 4
Voice acting: wszyscy prócz protagonistki
Animacje postaci: brak
Do kupienia na:
Wersja cyfrowa: Steam (za darmo!)
✮ - osobisty faworyt
0 komentarze:
Prześlij komentarz